Andy Mulligan
Trzech przyjaciół – Raphael, Gardo i Szczur – żyje na ogromnym wysypisku. Utrzymują się z codziennego grzebania w śmieciach. Pewnego dnia Raphael przypadkiem znajduje w jednym z worków coś – coś unikatowego i bardzo tajemniczego. Na tyle niezwykłego, że decyduje się to zachować nawet wtedy, gdy miejska policja zaczyna oferować za znalezisko pokaźną nagrodę.
I wtedy zaczynają się kłopoty.
Wkrótce chłopcy z wysypiska będą musieli wykorzystać całą swoją odwagę i spryt, by ocalić głowy przed prześladowcami, depczącymi im po piętach. To od nich będzie zależało, czy wielki sekret rządzących ujrzy światło dzienne...
Na podstawie tej niezwykłej, przetłumaczonej na 25 języków historii powstaje film Stephena Daldry'ego, twórcy „Billy'ego Elliota” i „Godzin”. W obsadzie m.in. Rooney Mara oraz Martin Sheen."
Tytuł: Śmieć
Tytuł oryginału: Trash
Autor: Andy Mulligan
Przekład: Martyna Plisenko
Premiera: 15 kwietnia 2014
ISBN: 978-83-7674-282-3
EAN: 9788376742823
Stron: 292
Cena: 34,90 zł
Fragment książki:
Nazywam
się Raphael Fernández i jestem zbieraczem śmieci. Ludzie mówią
mi: „Pewnie nigdy nie wiesz, co znajdziesz, grzebiąc w tych
śmieciach! Dziś może ci się poszczęścić”. Odpowiadam im:
„Przyjacielu, sądzę, że wiem, co znajduję”. I wiem, co
znajduje każdy, bo wiem, co znajdowaliśmy przez cały ten czas, gdy
tu pracuję, całych jedenaście lat. Jest na to jedno słowo:
stuppa,
które
oznacza… przepraszam, jeśli ktoś poczuje się urażony — to
nasze słowo na określenie ludzkiej kupy. Nie chcę nikogo
zdenerwować, nie o to mi chodzi. W naszym uroczym mieście jest
wiele rzeczy trudnych do zdobycia. Wielu ludzi nie ma toalet i
bieżącej wody, więc kiedy muszą skorzystać, robią to, gdzie się
da. Większość z tych ludzi mieszka w klitkach, wznoszących się
wysoko i ciasno upakowanych. Kiedy więc korzystają z toalety, robią
to
na kawałek papieru, który potem zawijają i wyrzucają do śmieci.
Worki ze śmieciami przyjeżdżają hurtem. W całym mieście ładuje
się je na wózki, a z wózków na ciężarówki lub nawet pociągi —
bylibyście zdumieni, ile śmieci produkuje to miasto. Całe góry —
a wszystkie trafiają tutaj, do nas. Ciężarówki i pociągi nigdy
nie kończą pracy, tak samo, jak my. Transport i transport,
sortowanie i sortowanie. To jest właśnie Behala, miasteczko ze
śmieci. Trzy lata temu takim miasteczkiem było Smoky Mountain, ale
zrobiło się tam tak źle, że je zamknęli i przenieśli nas dalej
wzdłuż drogi. Sterty się wypiętrzają; mam na myśli to, że są
jak Himalaje: można się po nich wspinać i wielu ludzi to robi… w
górę i w dół, w doliny. Góry rozciągają się od portu po
bagniska; to cały długi świat parujących śmieci. Jestem jednym
ze zbieraczy, którzy przekopują się przez wszystko, co wyrzuca to
miasto.
„Ale
musicie znajdować jakieś ciekawe rzeczy? — zapytał mnie kiedyś
ktoś. — Choć czasami, prawda?”
Widzicie,
miewamy gości. Zazwyczaj są to cudzoziemcy odwiedzający Szkołę
Misyjną. Ufundowano ją lata temu i wciąż jest otwarta. Zawsze się
uśmiecham i odpowiadam: „Czasami, proszę pana! Czasami, proszę
pani!”.
Ale
tak naprawdę myślę: nie,
nigdy — bo najczęściej znajdujemy stupp.
—
Co tam masz? —
pytam Garda.
—
A jak myślisz,
mały? — odpowiada pytaniem on.
I
już wiem. Interesująca paczka, jakby ładnie zapakowana? Co za
niespodzianka! To stupp, a Gardo przekopuje się dalej, ocierając
dłonie o koszulę i mając nadzieję, że znajdzie coś, co będziemy
mogli sprzedać. Całymi dniami, słońce czy deszcz, chodzimy po
wzgórzach.
Chcecie
przyjechać i to zobaczyć? No, Behalę wyczujecie na długo przed
tym, zanim ją ujrzycie. Zajmuje powierzchnię ze dwóch tysięcy
boisk piłkarskich albo może tysiąca do koszykówki — nie wiem:
wydaje się rozciągać w nieskończoność. Nie, żebym miał
pojęcie, ile z tego to stupp, ale w gorszy dzień wydaje się, że
większość. A gdy spędzasz życie, brodząc w nim, oddychając
nim, śpiąc obok niego — cóż… może któregoś dnia znajdziesz
„coś miłego”. Na pewno.
I
nagle któregoś dnia znalazłem.
Zbierałem
śmieci, odkąd byłem dość duży, żeby poruszać się bez pomocy
i móc podnosić różne rzeczy. Kiedy to było? Miałem trzy lata i
przebierałem śmieci.
Opowiem
wam, czego szukamy. Plastiku, bo plastik można zamienić na gotówkę,
szybko, za kilogram. Biały plastik jest najlepszy i odkłada się go
na jedną stertę; niebieski na drugą. Papier, jeżeli jest biały i
czysty, to znaczy: o ile go wyczyścimy i wysuszymy. Karton także.
Cynowe
puszki; wszystko, co z metalu. Szkło, o ile to butelka. Wszelkie
ubrania i szmaty — to oznacza od czasu do czasu t-shirty, parę
spodni, kawałek worka, w który coś owinięto. Połowa ciuchów
tutejszych dzieciaków to takie znaleziska, ale większość zbieramy
na sterty, ważymy i sprzedajemy. Powinniście zobaczyć, jak sam
jestem ubrany. Noszę poszarpane jeansy i o wiele za dużą koszulkę,
którą mogę zawinąć sobie na głowie, gdy słońce robi się za
ostre. Nie noszę butów — raz, bo żadnych nie mam, a dwa, że
musisz czuć, co masz pod stopami. Szkoła Misyjna miała duże
parcie na to, żebyśmy nosili buty, ale większość dzieciaków je
sprzedała. Śmieci są miękkie, a nasze stopy twarde jak kopyta.
Guma
jest niezła. Raptem w zeszłym tygodniu skądś przyjechał do nas
potężny transport starych opon. Rozdrapali je w minutę; dorośli
dorwali się do nich pierwsi i nas przegonili. Za w miarę dobrą
oponę można dostać pół dolara, a zniszczona posłuży za dach
domu. Mamy też fast foody, a śmieci stamtąd to pewny biznes. Nie
trafiły się w pobliżu miejsca, w którym byliśmy z Gardem, ale
daleko na końcu, i jakaś setka dzieciaków przebierała tam słomki,
pudełka i kurze kości. Wszystko, co dało się odzyskać, oczyścić
i spakować, trafiło do ważenia i zostało sprzedane. Ciężarówki
zabierają to z powrotem do miasta i tak to się toczy. W dobry dzień
zarabiam dwieście peso. W zły… może z pięćdziesiąt? Więc
żyjesz z dnia na dzień i masz nadzieję, że się nie rozchorujesz.
Całe twoje życie to trzymany w ręce hak do odwracania śmieci.
—
Co tam masz, Gardo?
—
Stupp. A ty?
Odwracam
papier.
—
Stupp.
Muszę
jednak powiedzieć: jestem śmieciowym chłopcem z szortami. Przez
większość czasu pracuję z Gardem i ruszamy się bardzo szybko.
Niektóre z małych dzieci i starców nic, tylko szturchają i
szturchają, jakby wszystko trzeba było odwrócić — ale ja
spomiędzy stupp potrafię szybko wyciągnąć papier oraz plastik,
więc radzę sobie całkiem nieźle. Gardo to mój partner i zawsze
pracujemy razem. Opiekuje się mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz