7 maja 2014 roku nakładem Wydawnictwa Replika ukaże się książka "Sąd Ostateczny" Anny Klejzerowicz.
Charyzmatyczny, obdarzony
nieprzeciętną intuicją dziennikarz
w pojedynku z naśladowcą
Hansa Memlinga
"Emil
Żądło, który zrezygnował z pracy w policji na rzecz
dziennikarstwa, przeżywa kryzys. Kryzys wieloraki: związany z
pracą, z brakiem natchnienia na nowy artykuł, z finansami, z
uczuciami, z życiem w ogóle… Za ostatnie pieniądze kupuje
alkohol i papierosy, nie ma siły wstać z łóżka i wziąć się w
garść, a na dodatek jego była żona utrudnia mu kontakty z synem i
męczy o zaległe alimenty.
Wszystko
się zmienia, gdy któregoś razu w nocnym pubie spotyka córkę
swojej starej sąsiadki, Dorotę. Młoda kobieta i jej narzeczony tej
samej nocy zostają brutalnie zamordowani w niejasnych
okolicznościach. Zaintrygowany Emil postanawia pomóc policji w
śledztwie."
"Emil
Żądło to świetnie skonstruowana postać, która od pierwszej
chwili wzbudziła moją sympatię."
Agnieszka Lingas-Łoniewska,
autorka m. in. trylogii Zakręty
losu, Szóstego, Łatwopalnych i Brudnego świata
Fragment książki:
Część I
Rozdział 1
Gdańsk – miesiąc później
Natarczywy dzwonek telefonu zbudził
go ze snu, jakby
na siłę wyciągając z ciężkiej,
czarnej magmy. Przytom-
niejąc z trudem, Emil rzucił okiem
na zegar. Zbliżało się
południe. Zza zasłony wpadały
rozproszone promienie
słońca, mimo uchylonego okna mocno
nagrzewając
mieszkanie i sprawiając, że cały
oblewał się potem. Lato
zaczęło się w tym roku wyjątkowo
wcześnie.
Telefon dzwonił uparcie. Znowu
zapomniał włączyć
automatyczną sekretarkę, a nie
korzystał z poczty głoso-
wej. Już dawno nikt do niego nie
dzwonił. Cholera by go
– pomyślał ze złością,
podnosząc wreszcie słuchawkę.
– No, nareszcie! – Głos, który
usłyszał, bynajmniej nie
poprawił mu humoru. Należał do
jego byłej żony, Emili.
– Już myślałam, że nigdy nie
odbierzesz. Nie spałeś chyba?
Jeśli sądzisz, że uda ci się mnie
spławić, to się grubo my-
lisz.
– Spałem – mruknął.
– O tej godzinie?! – zawołała z
typową dla siebie lekką
pogardą w głosie. – Tobie chyba
już całkiem odbiło.
Zresztą, nie moja sprawa. Chodzi mi
o alimenty. Domyś-
lasz się chyba. Wisisz mi już za
trzeci miesiąc. Ja nie sram
pieniędzmi! Muszę wykarmić
dziecko. Sorry, ale jeśli nie
doczekam się kasy, to będę musiała
iść do sądu.
Przytrzymując słuchawkę ramieniem,
przetarł szczy-
piące oczy i sięgnął po
papierosa. W pogniecionej paczce
były trzy ostatnie.
– Wiem, wiem… – Zapalił,
odgradzając się od jej na-
pastliwego tonu dymną zasłoną. –
Posłuchaj. Ciągnę
resztkami. Nic na razie nie złapałem,
jest sezon urlopowy,
bałagan… Wstrzymaj się jeszcze
trochę, okej? Mam coś
na oku. Jeśli uda mi się wyciągnąć
jakąś zaliczkę, to od
razu ci przeleję, obiecuję.
– Jak zwykle – sarknęła. –
Jesteś zwyczajnym nie-
udacznikiem. Co się z tobą
porobiło?! Jeśli nie masz zle-
ceń, weź się wreszcie za uczciwą
robotę! Gdybyś został
w policji, może byliby z ciebie
ludzie! Ale nie, wielki in-
dywidualista nie będzie słuchał
cudzych rozkazów! Co ty
sobie myślisz?! Dziecko ma z głodu
umrzeć przez twoje
ambicje?! Ważny pan redaktor się
znalazł!
– Jaką uczciwą robotę?! –
Pomału zaczynał trafiać go
szlag. – Mam zostać stróżem?!
Albo kelnerem w nocnym
klubie?!
– A chociażby!
– Wiesz co, szkoda dyskusji –
powiedział, starając się
opanować. Bez sensu było teraz z
nią zadzierać. – Posta-
ram się coś zdobyć. Nic bardziej
optymistycznego w tej
chwili ode mnie nie usłyszysz.
Zadzwonię. A kiedy będę
mógł zobaczyć się z małym?
– Jak zapłacisz – odparła
zimno. – Bartek i tak ma dość
stresów przez ciebie. Czekamy!
– Zadzwonię – burknął i
odłożył staroświecką
słuchawkę na widełki.
Zgasił papierosa i wypił resztkę
wody mineralnej z bu-
telki stojącej obok łóżka. Zwlókł
się niechętnie z przepo-
conej pościeli, niezmienianej od
tygodni. Kolejny
parszywy dzień. Najlepiej by było w
ogóle się nie obudzić.
Bo po cholerę? Jego życie już
dawno straciło sens. Przed
czterdziestką był skończony. Kiedy
brakuje napędzającego
motoru, maszyna staje się zbędnym
gratem. Człowiek
też…
Zrzucając po drodze szorty i
podkoszulkę, nago po-
szedł do łazienki. Zimny prysznic
spłukał z niego nie-
świeży zapach potu, lecz nie
podołał beznadziei, która
sączyła się z każdego pora jego
skóry. Wycierając się
szorstkim ręcznikiem, mimochodem
zerknął w lustro.
Widok żylastego, nieogolonego faceta
o ponurym wyra-
zie twarzy aż go odrzucił. Zawsze
podobał się kobietom,
wiedział o tym, choć teraz trudno
mu było w to uwierzyć.
Bo cóż może się komu podobać w
tym długim nosie
i wąskiej, lisiej twarzy, w tych
posępnych bruzdach wokół
ust albo sińcach pod zapadniętymi
oczami, płonącymi
niezdrowym blaskiem?! Niegdyś
szczycił się południową,
męską urodą, teraz jednak
przypominał raczej jakiegoś
szalonego terrorystę.
Zaczesał do tyłu zbyt długie
czarne włosy, zauważając
z przykrością pierwsze srebrne
nitki na skroniach. Umył
zęby. Przez chwilę wahał się, czy
nie warto by się w końcu
ogolić, machnął jednak na to ręką.
Szkoda fatygi. Szybko
założył stare dżinsy,
zastanawiając się, co będzie dzisiaj
robił. Nie może przecież chlać od
rana do nocy i wiecznie
się nad sobą użalać. Nawet nie ma
już za co chlać. Trzeba
coś wreszcie wykombinować. Choćby
wcisnąć komuś ten
badziew o żeglarstwie morskim. Temat
na czasie. Niezłe
zdjęcia. Rzucił okiem na niebieską
teczkę z tekstem. Musi
się udać.
Śniadanie. Co by tu… Obrzucił
wzrokiem prawie
pustą lodówkę. W żołądku
odczuwał ssanie, jednak
gorzki smak w ustach odstręczał od
jedzenia. Nie mógł
się zdecydować, czy zrobić sobie
kawę czy herbatę.
W końcu zaparzył kawę, w nadziei,
że kubek czarnej jak
smoła siekiery szybciej postawi go
na nogi. To wystarczy,
może na mieście zje jakąś
drożdżówkę.
Spojrzał jeszcze na termometr za
oknem, niepewny,
co na siebie założyć. Słupek
rtęci sięgał prawie trzydzies-
tu stopni – wystarczy koszulka bez
rękawów. Sięgnął
do wewnętrznej kieszeni kurtki w
poszukiwaniu
prawa jazdy, jednak w porę
uświadomił sobie, że nie
będzie mu potrzebne. Nie ma na
benzynę, jego stary
grat będzie mógł odpocząć. Wziął
trochę drobnych,
okulary przeciwsłoneczne, dwa
ostatnie papierosy
i teczkę z reportażem. Jeszcze
aparat fotograQczny.
W drogę…
Upał był nie do zniesienia.
Zmierzając ku kolejce,
minął niewielką cukiernię
„Jutrzenka”, która znajdowała
się tutaj chyba od zawsze. Ze środka
rozchodziły się miłe
zapachy, ale z powodu temperatury
stracił apetyt. Do
dworca w Oliwie miał spory kawał.
Nie spieszył się jed-
nak. Mógł iść na skróty, lecz
zadrzewiona ulica Pias-
towska – ciągnąca się od samego
morza – dawała miłe
złudzenie chłodu. Mijał niewielkie
wille i domki z ogród-
kami, z zazdrością obserwując
przejawy normalnego ży-
cia ich mieszkańców. Kobiety
opalające się na tarasach,
dzieciaki zabawiające się w
gumowych basenikach. Ro-
dzina. Żal ścisnął mu serce, gdy
pomyślał, że i to spiep-
rzył. Jego syn wychowuje się bez
ojca, a żona – była żona
– nienawidzi go i nim gardzi.
Ostatni raz widział Bartka
parę miesięcy temu. Mimo że wciąż
mieszkali na tym
samym osiedlu, tak zwanym Przymorzu –
po rozwodzie
zostawił żonie ich dawne mieszkanie
w bloku przy ulicy
Jagiellońskiej, sam zaś wynajął
malutką kawalerkę
z wnęką kuchenną w falowcu przy
Piastowskiej – Emila
postarała się o to, by ich
skutecznie rozdzielić. Starała się
nawet sama odbierać Bartka ze szkoły
– byle tylko uda-
remnić małemu wszelki kontakt z
ojcem. Inna sprawa, że
Emil i tak rzadko bywał uchwytny.
Często jeździł w teren,
a jeśli nawet był w mieście, to
pił, starając się zapomnieć
o nieudanym życiu. Bartek pewnie już
nie pamięta, jak
wygląda jego tata. Emil miał
nadzieję, że teraz, gdy za-
częły się wakacje, łatwiej będzie
o spotkania z dzieckiem
– ale Emila wysłała Bartka do
babci na wieś.
Cóż, wszystko się popieprzyło.
Niegdyś uznali zbież-
ność swoich imion za znak.
Przeznaczenie. Miłość. Emila
i Emil Żądło. Brzmiało
fantastycznie. Teraz z tego wszyst-
kiego zostało już tylko żądło.
Droga minęła mu szybko. Zanim się
obejrzał, już
zbliżał się do starego oliwskiego
dworca. Kupił bilet, od-
czekał parę minut na peronie i
wsiadł do kolejki jadącej
w kierunku Gdańska. Rodzinne miasto
wykarmiło go
i ukształtowało, odrzuciło i
zniszczyło, to miasto, które
nienawidził i bez którego nie
wyobrażał sobie życia. Inna
sprawa, że ostatnio własne życie w
ogóle wymykało się
jego wyobraźni. Jak się wali, to
wszystko naraz. Dobrze
wiedział, że w stolicy jako
dziennikarzowi byłoby mu
łatwiej. Tu jest jednak specyficzna
atmosfera: handel, in-
teresy, turystyka; gorące, podskórne
pulsowanie porto-
wego miasta. Nie jest biznesmenem, a
dobry interes zrobił
w życiu tylko raz, lecz było to
jeszcze w podstawówce
i chodziło o znaczki pocztowe. A
jednak nigdy nie zde-
cydował się porzucić tego miejsca.
Dojeżdżając do Wrzeszcza, jak
zwykle przykleił twarz
do szyby w poszukiwaniu tych samych
widoków, przygo-
towany na znajome piknięcie serca.
Kolejka zatrzymała
się na stacji, tłum pasażerów
kotłował się przy wejściu.
Mimo wielu zmian wciąż rozpoznawał
znane uliczki i bu-
dynki. Tu się urodził. Za każdym
razem, przejeżdżając
przez Wrzeszcz, czuł zapach
dzieciństwa – woń starych
kredensów, wysokich mieszkań i
ciasnych podwórek,
wody kwiatowej o aromacie bzu, której
używała mama,
konQtur smażonych przez babkę na
wielkim piecu ku-
chennym z innej epoki. Jak to już
było dawno… Teraz
w ich wielkim i ciemnym mieszkaniu
znajduje się biuro
jakiejś Qrmy. Rodzice zginęli w
wypadku samochodo-
wym, kiedy był jeszcze dzieckiem, a
twarz babki również
zacierała się w jego pamięci.
Przez moment zapragnął wysiąść
tu i przejść się dawno
niewidzianymi ulicami.
Małachowskiego, Słowackiego,
Partyzantów, potem cienistą Jaśkową
Doliną, gdzie sta-
rannie ostatnio odrestaurowane stare
dworki i miesz-
czańskie pałacyki puszą się
nowymi elewacjami. Może
taki spacer pozwoliłby mu odzyskać
równowagę ducha.
Podobno nic tak nie pomaga jak dobre
wspomnienia. Jed-
nak dziś nie mógł sobie na to
pozwolić. Zbliżała się druga,
miał do załatwienia ważniejsze
sprawy. Jakiś chłopak rzu-
2cił mu na kolana plik ulotek oraz
bezpłatny biuletyn. Bez
oglądania odłożył je na siedzenie
obok. Kolejka ruszyła
szybko w stronę Gdańska Głównego.
Tytuł: Sąd
ostateczny
Autor: Anna
Klejzerowicz
Premiera: 7 maja
2014
ISBN:
978-83-7674-287-8
EAN:
9788376742878
Stron: 316
Cena:34,90 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz