expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 27 lutego 2014

"Zamiana" David Lodge

"Brytyjczycy, pomyślał, muszą być miłośnikami satyry: nawet prognoza pogody wydawała się jakimś nabijaniem w butelkę. Podawano każdą możliwą kombinację pogody na następne dwadzieścia cztery godziny, przy czym żadna się nie sprawdziła, nawet jeśli chodzi o temperaturę."

"Zamiana" jest zabawną historią o dwóch wykładowcach akademickich biorących udział w programie wymiany nauczycieli. Są lata 70-te XX wieku. Anglik, Philip Swallow, zostawia w kraju kochającą żonę oraz dwójkę dzieci i leci do Ameryki aby zająć miejsce Morrisa Zappa. Wynajmuje niedrogi pokój w domu, w którym mieszkają wyzwoleni studenci. Mimo konserwatywnego stylu bycia, szybko ulega młodym ludziom i przyłącza się do imprezy, która kończy się dla niego nocą spędzoną w jednym łóżku ze studentką. Philip zdziwiony jest amerykańskim stylem środowiska akademickiego - zarówno studenci jak i wykładowcy są bardziej wyluzowani niż ich angielscy koledzy, młodzi korzystając z prawa do głosu wywołują częste strajki oraz zamieszki, ukazując w nich swoje wyzwolone, zbuntowane oblicze. 
Natomiast Morris Zapp zostawia w Ameryce drugą żonę, która pragnie się z nim rozwieść m. in. za liczne skoki w bok. Podczas lotu do Anglii, zauważa, że jest jedynym męskim pasażerem. Siedząca obok niego dziewczyna, której jak się później okaże udzieli pomocy, wyjaśnia mu, że kobiety udają się do angielskich klinik aborcyjnych. Sama jest w niechcianej ciąży, a ojcem dziecka jest jej kochanek-ksiądz. Po przybyciu na uczelnię, Morris doznaje szoku kulturowego. Podczas gdy w jego ojczyźnie w powszechnym użyciu są maszyny do pisania, tu w najlepsze trwa era manuskryptów. Do tego studenci są bierni, niechętni do dyskusji, w niczym nie przypominają Amerykanów głośno protestujących przeciwko temu co im się nie podoba. 
W wyniku skomplikowanego ciągu zdarzeń każdy z wykładowców poznaje żonę swojego zamiennika, zamieszkuje z nią i wdaje się w romans. Wszyscy są zadowoleni bowiem odnaleźli swoje seksualne odpowiedniki. Postanawiają się jednak ze sobą spotkać aby umówić szczegóły ich dalszego życia. 

David Lodge z przymrużeniem oka porównuje dwa systemy edukacyjne, pokazując wady i zalety każdego z nich. Prześwietlone zostają również kultury obu krajów, a autor robi to w sposób wielce ciekawy oraz zabawny - ucieka się nawet to porównania amerykańskich i angielskich klubów ze striptizem. Przygląda się też naturze ludzkiej, która ulega zmianie przy zmianie warunków środowiska. Zmiany te powodują także, że nikną zahamowania, które na co dzień towarzyszą człowiekowi w społeczności, która wymusza odpowiednie zachowanie i postępowanie. Jednak mimo tak głębokiej analizy książka utrzymana jest w lekkim, dowcipnym stylu sprawiającym, że czyta się ją z przyjemnością i zaciekawieniem.



wtorek, 25 lutego 2014

"Doktor sen" Stephen King

"Synu, może i widzisz te rzeczy, ale one są jak obrazki w książce. Nie byłeś bezbronny w Panoramie, kiedy byłeś mały, i nie jesteś bezbronny teraz. Bynajmniej. Zamknij oczy, a kiedy je otworzysz, cały ten syf zniknie."

Długo nie miałam do czynienia z książkami Stephena Kinga, więc zanim sięgnęłam po kolejne jego dzieło zastanawiałam się czy i tym razem zaserwuje wyśmienitą czytelniczą ucztę.
"Doktor sen" to kontynuacja "Lśnienia", lecz można go czytać również jako samodzielną lekturę. W celu przypomnienia wspomnę, że w części pierwszej chłopiec Dan wraz ze swoimi rodzicami wyjeżdża do pustoszejącego w zimę hotelu Panorama, którym ma się opiekować jego ojciec. Jednak mężczyzna zaczyna wariować i okazuje się, że duchy wcześniejszych pensjonariuszy, które widzi Dan, nie są jedynym zagrożeniem. Ostatecznie chłopcu udaje wraz z matką uciec przed ojcem.

King w swojej nowej książce przedstawia dalsze losy Dana - staje się on dorosłym mężczyzną, który chcąc uwolnić się od nękających go zjaw, popada w nałóg alkoholowy. Jego życie nie jest nic warte, czasami odbija się od dna miewając krótkie okresy abstynencji. Sytuacja ulega zmianie gdy trafia w poszukiwaniu pracy do miasteczka Frazier. Wstępuje do Anonimowych Alkoholików i zaczyna pracę w lokalnym hospicjum. Dzięki swojej mocy pomaga chorym odejść w spokoju z tego świata. Gdy pewnego dnia na jednym ze spotkań AA, kierowany nieznaną siłą, pisze w notesie słowo ABRA, nie spodziewa się, że to maleńka dziewczynka nawiązuje z nim telepatyczną więź. 

W rodzinie państwa Stone przychodzi na świat córeczka Abra. Już od wieku niemowlęcego wykazuje niezwykłe zdolności, które wraz z dorastaniem przybierają na sile. Abra przeczuwa przyszłe zdarzenia, potrafi poruszać przedmiotami, ma zdolności telepatyczne. Ten wyjątkowy dar jest również pożywieniem dla Prawdziwego Węzła czyli grupy "ludzi", którzy wyglądają na przyjaznych emerytów, a w rzeczywistości są nieśmiertelnymi istotami żyjącymi od setek lat dzięki parze uzyskiwanej z tortur i uśmiercania dzieci obdarzonych niezwykłymi mocami. Jednym z takich dzieci jest bejsbolista, którego tajemnicze zniknięcie pragnie rozwikłać Abra. Dzięki nawiązanej współpracy z Danem, również telepatycznej, udaje jej się zdobyć informacje o Prawdziwym Węźle. Niestety również nieprzyjaciel dowiaduje się o dziewczynce posiadającej silny dar. Wróg nie spocznie dopóki nie posili się Abrą. Chcąc zatrzymać grożące niebezpieczeństwo i ocalić inne dzieci, dziewczyna oraz Dan wypowiadają wojnę Prawdziwemu Węzłowi. 

King, niczym Hitchcock, jest mistrzem w budowaniu napięcia i tak jak on zaczyna od przysłowiowego trzęsienia ziemi, po czym emocje coraz bardziej narastają, nie pozwalając po pewnym czasie uwolnić się od książki, do kontynuowania której powracałam gdy tylko nadarzyła się okazja. Bez wahania można po nią sięgnąć jeśli chce się mieć zagwarantowaną wciągającą podróż, w której jest się świadkiem walki dobra ze złem oraz podnoszenia się człowieka po ciężkim moralnym upadku.



piątek, 21 lutego 2014

Moja książka w Waszych rękach

Przyłączyłam się do akcji "Moja książka w Waszych rękach", którą zapoczątkowała Zuzanna Gajewska - autorka książki "Potomkowie pierwszej czarownicy" (Szufladopółka). W obiegu znajdują się cztery jej książki. Aby móc śledzić losy każdej pozycji zostały one nazwane Jesień, Zima, Wiosna, Lato. Do mnie trafiła książką podążająca wiosenną ścieżką, którą otrzymałam od Alicyi w krainie słów
Gdy skończę czytać, wybiorę kolejną osobę, do której zawędrują "Potomkowie pierwszej czarownicy". Szczegóły akcji znajdują się tutaj

Książka, która jest w moim posiadaniu trafi do blogera, który w komentarzu pod tym postem odpowie na pytanie: Jak miała na imię królowa czarownic z "Makbeta" Williama Shakespeare'a?
1 marca 2014 roku wybiorę jedną osobę, do której wyślę "Potomków pierwszej czarownicy".


środa, 19 lutego 2014

"O żółwiu, który chciał spać" Roberto Aliga, Alessandra Cimatoribus

Czasami najlepszym prezentem jaki możemy dać nie jest żaden z tych kupionych czy zrobionych, lecz dłuższa lub krótsza chwila świętego spokoju. A dla rodziców niezakłócony odpoczynek jest na wagę złota. Nie wiem czy taka myśl przyświecała autorowi książki ale ja właśnie taki morał przekazuję córce podczas wspólnego czytania.

Żółw przygotowuje się do zimowego snu - myje zęby, ubiera pidżamę, wskakuje do łóżka. Nagle słyszy pukanie do drzwi. Otwiera oczy, zapala światło, myje pyszczek oraz pancerz i otwiera drzwi. Tam czeka na niego prezent od przyjaciółki dzierlatki - fioletowy koc. Uradowany żółw wraca do łóżka. Gdy już zasypia znowu rozlega się pukanie. Po wykonaniu niezbędnych czynności, do których zalicza się również umycie skorupy, żółw podchodzi do drzwi i widzi kolejny podarunek. Tym razem jest to ciasto od świstaka. Śpioch posila się i idzie spać. Jednak teraz też jego zasypianie zostaje przerwane przez kolejne pukanie. Okazuje się, że również pająk pamięta o swoim przyjacielu i przynosi mu wełnianą czapkę.
Zwierzęta mogłyby tak chodzić całą zimę gdyby nie lew, który nie wiedząc co dać żółwiowi, pyta go czego potrzebuje. Ten odpowiada: "- Jeśli prezent chcesz mi dać, długą ciszę daj - chcę spać!".
Zatem lew chcąc udobruchać swojego kolegę, pełni wartę u jego drzwi i nie wpuszcza kolejnych nieproszonych gości.

Bywają momenty w ciągu dnia kiedy identyfikuję się ze zmęczonym żółwiem i jedyne o czym marzę to cisza. Jak to jednak w życiu bywa, lew nie zawsze chce pilnować w ciszy i woli przy okazji trochę pohałasować...





piątek, 14 lutego 2014

"Cukiernia pod Amorem. Hryciowie." Małgorzata Gutowska-Adamczyk

"Włosy miała teraz nieco krótsze, miękkimi falami otulały rozmarzoną twarz, kręciła je chyba na papilotach. Usta wydawały się jakby pełniejsze i bardziej zmysłowe. Celina raz po raz je zwilżała językiem. Prawdopodobnie robiła to bezwiednie, nie kokietowała go, ale i tak Adam czuł gorący dreszcz, kiedy wyobrażał sobie, że już wkrótce posmakuje ich aksamitną miękkość."

"- Kazali nam zabrać rzeczy i wsiąść do pociągu. Stali w drzwiach z karabinami, aresztowali ojca i całą okoliczną szlachtę, a nas wyrzucili z domu. Tułaliśmy się to tu, to tam, trochę po rodzinie, trochę po ludziach. Niektórym udało się wrócić do Polski, ale mówili, że Niemcy urządzają egzekucje na ulicach, że cała Warszawa leży w gruzach, więc mama nie wiedziała co robić."

Wahałam się czy poddać się walentynkowemu nastrojowi i zamieścić recenzję trzeciego tomu "Cukierni pod Amorem. Hryciowie." a czy może jednak nie zwracać uwagi na romantyczne uniesienia i opisać absolutnie nieromantyczną książkę jaką jest "Doktor Sen" Stephena Kinga. Ostatecznie zdecydowałam się na "Cukiernię ..."

Długo przymierzałam się do ostatniej części, drugą czytałam w czerwcu ("Cukiernia pod Amorem. Cieślakowie."), a pierwszą prawie rok temu. Dopadły mnie te same obawy co za drugim razem, tzn. czy Małgorzata Gutowska-Adamczyk wniesie powiew świeżości, czy nowe wydarzenia mnie zaskoczą, zafascynują i będą równie porywające jak we poprzednich dwóch tomach. 
Jest rok 1995 i Iga Hryć kontynuuje swoje "dochodzenie" w sprawie znalezionego przez archeologów pierścienia na rynku w Gutowie. Do miasteczka przybywa siedemdziesięcioletni Adam Toroszyn, który w młodości był ukochanym Celiny Cieślak - babci Igi. Podczas podróży w przeszłość poznajemy historię ich miłości i dowiadujemy się dlaczego szczęście nie było pisane tym dwojgu oraz czemu Celina wyszła za mąż za adoratora swojej matki - Leona Hrycia. 
Gina Weylen jest już światowej sławy piosenkarką, którą do swych niecnych planów pragną pozyskać hitlerowcy. Czy dobrowolnie zdradzi ojczyznę i zaśpiewa na urodzinach Hitlera? Czy ulegnie urokowi niemieckiego agenta, który pragnie się nią zaopiekować pod nieobecność męża, który zaginął podczas wojennej zawieruchy?
Autorka przenosi nas na ziemie Gutowa, Płocka, Warszawy i pokazuje tragiczne oblicze II wojny światowej - tworzenie gett dla Żydów, ograbianie majątków Polaków, łapanki, wywózki, tajne akcje dywersyjne, a także przygotowania do i sam przebieg Powstania Warszawskiego. Jednak miłość rodzi się także w takich ciężkich czasach - część bohaterów ulega porywom serca, inni przekładają nad nią własne bezpieczeństwo lub wolność ojczyzny. 
Współczesne wydarzenia w tej części wciągnęły mnie bardziej niż w pozostałych. Waldemar Hryć przeżywa drugą młodość u boku Heleny Nierychło, jednak byłemu kochankowi kobiety, a bratu Waldemara - Grzegorzowi nie w smak są te zaloty. Do Gutowa wraz z Adamem Toroszynem przybywa jego wnuk Xavier, który początkowo wzbudza w Idze niechęć. Po pewnym czasie dziewczyna zaczyna inaczej patrzeć na wnuka dawnego ukochanego swojej babci. 

"Cukiernia pod Amorem. Hryciowie." to kolejna niezapomniana czytelnicza uczta, jednak z lekką goryczką na końcu. Ten niemiły posmak zostawia zakończenie książki, które w porównaniu z całością jest jakby skrócone, wydarzenia nie są rozbudowane i odnosi się wrażenie, że autorka pragnęła jak najszybciej zakończyć ten tom. Niektóre historie są niedokończone (może celowo?) co pozostawia niedosyt. Być może ich kontynuacja nastąpi w "Podróży do miasta świateł. Róża z Wolskich", ale o tym się dowiem kiedy sięgnę po tę lekturę.



wtorek, 11 lutego 2014

"Basia i Dziadkowie" Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Wszystkie dostępne w bibliotece książeczki z serii o Basi już przerobiłyśmy, ale nie przeszkadzało to Oli wybrać Basię po raz kolejny. I bardzo dobrze, bo dzięki temu mogę opisać książkę "Basia i Dziadkowie" - niezwykle wartościową pozycję. 

Wydawać by się mogło, że będzie to sielankowa opowieść o tym jak dziadkowie spędzają czas ze swoją wnuczką. Nic bardziej mylnego. Basia leży chora w łóżku i nie może pójść w odwiedziny do rodziców taty. Kiedyś słyszała jak rodzice rozmawiali, "że musiałoby się nie wiem co wydarzyć, żeby zechcieli [dziadkowie] do nas przyjechać" więc nie liczy na to, że ją odwiedzą. Jednak nazajutrz niespodziewanie do pokoju dziewczynki wchodzi dziadek, który ma głowę pełną pomysłów i nie pozwala nudzić się Basi. A jaka jest babcia? Jak to mówi Basia "Babcia Krystyna nie należała do osób, z którymi można było dyskutować". Dobrze czyta książki, ale to z dziadkiem jest najlepsza zabawa. Gdy Basia budzi się kolejnego dnia w domu jest tylko ona i babcia. Okazuje się, że dziadek trafił do szpitala. Dziewczynka stawia trudne pytania, które być może postawią też kiedyś nasze dzieci: "Czy to ... czy to przeze mnie?", "A czy on ... Czy Dziadek umrze?". Babcia uspokaja wnuczkę, ale mimo ciężkiej sytuacji nie okłamuje Basi i tłumaczy, że dziadek kiedyś umrze tak jak wszyscy, ale jeszcze nie teraz. Książeczka ma jednak szczęśliwe zakończenie: dziadek wraca do domu i teraz to Basia się nim opiekuje. 

Lektura ta dotyka trudnego tematu jakim jest pobyt bliskiej osoby w szpitalu i lęk przed jej śmiercią. Warto przeczytać sobie i dziecku tę książeczkę, która pomoże nam poruszać się na tym niepewnym gruncie i być może da początek do dalszej rozmowy z dzieckiem. 







piątek, 7 lutego 2014

"Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman

"Historie dla dorosłych nigdy nie miały sensu i zaczynały się strasznie powoli. 
Odnosiłem wrażenie, że kryją się w nich tajemnice, masońskie, mityczne tajemnice dorosłości. Dlaczego dorośli nie chcieli czytać o Narnii, o tajemniczych wyspach, 
przemytnikach i niebezpiecznych wróżkach?".

Po lekturze "Amerykańskich bogów" Neila Gaimana bez żadnego wahania, a wręcz z zachłanną ciekawością sięgnęłam po "Ocean na końcu drogi" tegoż autora. Ta krótka powieść, będąca jednocześnie piękną i mroczną baśnią, spełniła moje oczekiwania, a nawet je przerosła. Wniosek nasuwa się tylko jeden: zdobyć więcej książek autorstwa Neila Gaimana. 

W "Oceanie na końcu drogi" siedmioletni chłopiec wraz ze swoją rodziną wiedzie spokojne życie, do czasu aż przyjezdny górnik popełnia samobójstwo w ich samochodzie. Nie jest to jednak zwykła śmierć - wraz z nią mężczyzna uwalnia uśpione złowrogie moce, które sprowadzają na wioskę dziwne i niebezpieczne zjawiska. Jest jednak ktoś, kto potrafi zapanować nad złymi siłami. Są to trzy kobiety mieszkające na końcu drogi i chociaż wyglądają na córkę, matkę oraz babkę, ich wiek jest bliżej nieokreślony i pamiętają one czasy, których zwykły śmiertelnik pamiętać nie może. Najmłodsza z nich, Lettie, wraz z chłopcem udaje się do tajemniczego lasu aby uwięzić niebezpieczne moce. Lecz nie wszystko idzie zgodnie z planem i do rzeczywistości przedostaje się potwór, który przybiera ludzką postać.
Teraz spokój i życie chłopca są jeszcze bardziej zagrożone. Czy starczy mu sił by uciec przed bystrym okiem demona i dotrzeć niepostrzeżenie do swojej przyjaciółki Lettie? Czy staw, który dziewczyna nazywa oceanem, to tylko zwykła sadzawka czy może skrywa on jakiś sekret?

Ta pasjonująca podróż do świata magii przywołuje wspomnienia z najmłodszych lat - dziecięce strachy, marzenia, fantastyczne sny. "Ocean na końcu drogi" przypomina o tym, że świat widziany oczami siedmiolatka, to obszar, w którym rzeczywistość ma inny smak i wymiar, w którym jest miejsce na magię. 



wtorek, 4 lutego 2014

"Maks nie rozmawia z obcymi" Christian Tielmann, Sabine Kraushaar

Każdy z nas, prędzej czy później, zaczyna zastanawiać się jak w zrozumiały dla dziecka sposób wytłumaczyć mu czemu nie może rozmawiać i odchodzić z obcymi osobami oraz jakie, często tragiczne, niesie to ze sobą konsekwencje. Temat trudny i zapewne nie tylko mi się włos na głowie jeży gdy pomyślę, że moje dzieci mogłyby oddalić się z jakimś nieznajomym. Odbyłam już z córką niejedną rozmowę, lecz gdy zobaczyłam książeczkę "Maks nie rozmawia z obcymi", nie wahałam się jej kupić - stwierdziłam, że będzie to idealne uzupełnienie "pogadanki". Kilkuletni Maks wybiera się z mamą na zakupy. Jednak gdy chłopca nudzi chodzenie po sklepach, mama pozwala mu zaczekać na placu zabaw w towarzystwie kolegów. Dzieci bawią się do momentu gdy zaczyna padać deszcz - wszyscy koledzy Maksa rozchodzą się do domów, a on zostaje sam jak palec w piaskownicy i zaczyna coraz bardziej moknąć. Nagle podchodzi do niego jakiś pan, którego Maks kojarzy z ulicy, ale go nie zna. Mężczyzna proponuje, że odprowadzi chłopca do domu, martwi się, że malec przemoknie i się rozchoruje a jego mama będzie zła. Lecz Maks pamięta, że rodzice nie pozwalają mu rozmawiać z obcymi, nawet gdy są oni bardzo mili. Odrzuca propozycję nieznajomego, bojąc się, że może on być błotnym potworem, przebraną czarownicą albo porywaczem dzieci. Czeka samotnie na mamę, która wkrótce przybiega. Wracając do domu, chwali syna, że bardzo dobrze postąpił nie idąc z obcą osobą.
Cieszę się, że powstała książeczka poruszająca ten temat. Dziecko utożsamia się z Maksem, czuje zaniepokojenie, przypomina sobie słowa rodziców i widzi jak powinno zareagować w podobnej sytuacji. Pozycja ta na pewno nie zastąpi rozmów z dzieckiem i nie zapewni nam, że gdy nasz maluch stanie w oko w oko z obcą osobą, to postąpi we właściwi sposób. Ale gdy będziemy przypominać, zwracać uwagę i czytać tego typu lektury, zwiększymy prawdopodobieństwo, że nasza pociecha nie uda się nigdzie z nieznajomym.

     

   

   

   

   




niedziela, 2 lutego 2014

Czy matka to nadal kobieta? - rozważania w kontekście książek.

Odpowiedź na tytułowe pytanie wydaje się oczywista - przecież kobieta stając się matką nie zmienia płci, a bycie rodzicielką jeszcze bardziej ją w tej "kobiecości" utwierdza. Lecz gdy przyjrzeć się temu bliżej, okazuje się, że owszem, mama nadal wygląda jak samica, ale traktuje się ją jako trzecią płeć zwaną "matką". Można to zaobserwować na różnych płaszczyznach, ja chciałabym poruszyć ten temat w kontekście książkowym. 
Każda z nas, zanim zaszła w ciążę, była kobietą, która albo lubiła książki albo ich nie lubiła. Miałyśmy swoje upodobania literackie - pikantne romanse, horrory w stylu Stephena Kinga, powieści przygodowe lub obyczajowe, szekspirowskie dramaty, fantasy itp. I tu nagle okazuje się, że poród i wychowywanie dzieci jakoś diametralnie odmienia nasze zamiłowania i otaczający nas świat przestaje widzieć w nas kobiety - miłośniczki thrillerów i romantycznych uniesień, a zaczyna nas postrzegać przez pryzmat dzieci i rodziny. Wiadomą rzeczą jest, że nasze dotychczasowe życie zmieniło się, nie mamy czasu lub możliwości robić tego co robiłyśmy wcześniej, część starych przyzwyczajeń porzuciłyśmy, znalazłyśmy nowe pasje. Lecz ja, tak samo jak kiedyś, nadal lubię długie, gorące prysznice, buty na wysokich obcasach (chociaż rzadko mam okazję założyć), lody cytrynowe, cieszy mnie pływanie w morzu, wizyta u fryzjera i sadzenie kwiatów na balkonie. I nadal lubię romansidła z krwiożerczą nutą, opowiadania grozy i detektywistyczne powieści. Nic się nie zmieniło. 
A tu nagle: bam! Co chwila spotykam się ze stwierdzeniem, że matki w takich rzeczach nie gustują, że lubią raczej coś lżejszego, przyjemniejszego, rodzinnego. Idę do biblioteki z towarzyszącą mi dwójką pociech i gdy proszę o "coś w stylu Zafona", to pani proponuje mi książkę o problemach małżeńskich. Idę w innym czasie do innej biblioteki i tym razem proponują mi książkę o chorym dziecku. Przeglądając portale internetowe i czasopisma można dostać mętliku w głowie od poradników traktujących na temat tego, jak sobie radzić z jedynakiem, bliźniakami, trojaczkami, n-kami, jak być eko-rodzicem, jak być (nie)idelaną mamą, jak jeść, co jeść i czego nie jeść, jak karmić, czym karmić i czym, broń boże, nie karmić, jak zrozumieć noworodka, niemowlaka, roczniak, dwulatka, czterolatka, nastolatka itd. itp. 
Przez to wszystko my, matki-kobiety, jesteśmy postrzegane jako te, które interesują się tylko "kupkami i zupkami". A przecież każda z nas ma swoje upodobania literackie, z którymi się nie rozstała przy porodzie, dziecko nie wyssało ich wraz z mlekiem i nie wyparowały one w żaden inny, mniej lub bardziej tajemniczy sposób. To, że jestem matką i zajmuję się dziećmi wcale nie oznacza, że moje zainteresowania krążą tylko po orbicie zwanej "rodzina". Lubię książki zarówno Nurowskiej, Gutowskiej-Adamczyk, Murakamiego jak i te mniej "matczyne", jak Poego, Lovecrafta, Kinga, Gaimana, Doyle'a, Akunina. Mam dzieci i nie jest to przeszkodą w czytaniu o burzliwym i namiętnym romansie "Mężczyzny, który tańczył tango", upadłym życiu duchownego z "Diablich eliksirów", potworach czyhających w "Oceanie na końcu drogi" czy prostytutce prowadzącej śledztwo w "Upiornym zegarze". Z pewnością, nie ja jedna sięgam po "nieortodoksyjną" literaturę - wiem to doskonale dzięki kontaktom z innymi mamami.