expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 11 czerwca 2017

"Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii" Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak


Zazwyczaj sięgam po książki ulubionych autorów lub gatunków literackich, ale czasami zdarza mi się wybrać inną lekturę tylko dlatego, że czuję potrzebę jej przeczytania. Takie właśnie uczucie towarzyszyło mi, gdy zobaczyłam zapowiedź "Szeptów kamieni". Intrygujący tytuł, świetna okładka i oczywiście tajemnicza Islandia podziałały na mnie jak magnes. I chociaż nie zaczytuję się w książkach podróżniczych, to lektura tej sprawiła mi wielką przyjemność.

Islandia od zawsze jawiła mi się jako swego rodzaju granica między tym co znane i pewne, a tym, co skrywa tajemnice. "Szepty kamieni" prowadzą czytelnika wzdłuż tej granicy ukazując piękną lecz jednocześnie surową i niedostępną wyspę. Podczas tej niezwykłej podróży brodzimy w rzeczywistości, która często przybiera kształt wręcz nierealny. Zawdzięczamy to między innymi zestawieniu ze sobą sprzeczności - postindustrialnego krajobrazu opuszczonych przetwórni śledzi i dziewiczej przyrody. Życie u stóp wulkanów, srogie zimy, nieprzerwane opady deszczu, szalejące wiatry, sztormy - natura bywa kapryśna, a tutejsi mieszkańcy muszą dostosować się do jej humorów. Autorzy ukazują bezsprzeczne piękno Islandii lecz nie pozostawiają złudzeń w kwestii problemów, jakie niesie ze sobą codzienne życie, a nawet podróżowanie po wyspie. Bez wątpienia Islandia wydaje się być wymarzoną krainą na ucieczkę od przytłaczającej miejskiej rzeczywistości, czego dowodzą zamieszczone w książce zniewalające zdjęcia. Do moich ulubionych fotografii należy czarno-białe zdjęcie przedstawiające wrak statku w Djupaviku, którego upiorny wygląd na tle wód i gór przywołuje skojarzenia z powieściami grozy. Nie mogę również oderwać oczu od przepięknie uchwyconych Fiordów Zachodnich, a opuszczona farma Bakkasel w północnej Islandii działa na wyobraźnię...

Autorzy pokazują wulkaniczną wyspę także z innej perspektywy umieszczając w książce wiele ciekawostek - zabawnych, intrygujących, zaskakujących. Kilka z nich szczególnie przykuło moją uwagę, na przykład "nekrospodnie" - "Jeśli ktoś chciał zapewnić sobie w Islandii bogactwo, musiał uzyskać pozwolenie od umierającego mężczyzny, by po jego śmierci obedrzeć jego ciało ze skóry od pasa w dół. Następnie należało ukraść grosik biednej wdowie, włożyć go do pustej moszny i te upiorne spodnie włożyć." Przeczytamy też o elfach, zabijaniu Basków, na co tutejsze prawo pozwalało (przez niedopatrzenie) aż do 2015 roku, o niesfornych turystach pozostawiających po sobie liczne niespodzianki. Kolejną zapadającą w pamięć ciekawostką jest to, iż pomimo zakazu pozostawiania po sobie jakichkolwiek śladów na wsypie Surtsey (najbardziej wysunięty na południe punkt Islandii) i nakazu minimalnej ingerencji w tutejszą przyrodę, odkryto tam piętnastocentymetrową roślinę. "Był to pomidor rosnący pomiędzy kamieniami, na miękkim podłożu. Owoc okazał się konsekwencją czyjejś defekacji."

Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak w słowach pełnych pasji odmalowują obraz Islandii. Warto przyjrzeć mu się z bliska i pozwolić sobie zanurzyć się w melancholijny, czasem spokojny, a czasem porywczy klimat wulkanicznej wyspy; wyspy pełnej sprzeczności - jednocześnie zimnej i gorącej, niosącej azyl, ale będącej również śmiercionośną krainą, z której jedni uciekają, a na którą inni przybywają. Jeśli kiedyś odważę się wsiąść na pokład samolotu, z pewnością udam się w kierunku Islandii. 

czwartek, 27 kwietnia 2017

"Kurtyna" Agatha Christie


"Każdy człowiek jest potencjalnym mordercą. W każdym z nas rodzi się od czasu do czasu chęć zamordowania innego człowieka. Ale niewielu potrafi się na to zdobyć. Myśl myślą, a czyn czynem."

Książki Agathy Christie należą do tych, po które można sięgać w ciemno i ma się pewność, że będzie to kryminał wysokiej klasy. Te krótkie powieści detektywistyczne są pomysłowo skonstruowane, zbrodnie - niebanalne, a ich motywy nieoczywiste. Styl Christie jest przystępny i przyjazny. Ponadto liczne zawirowania logiczne, rozpatrywanie najdrobniejszych poszlak, analizowanie możliwości sprawia, że od książek Angielki ciężko się oderwać. Cenię sobie skupienie, które jest potrzebne przy lekturze owych opowieści, a także możliwość uczestnictwa w dywagacjach bohaterów i obcowania ze swoistą grą prowadzoną przez autorkę z czytelnikiem.
Współcześni pisarze porzucają styl klasycznej powieści detektywistycznej na rzecz zdynamizowanej akcji i zagmatwanej fabuły, okraszonych licznymi przygodami w pogoni za przestępcą, gdzie większe znaczenie przypisuje się fizycznym możliwościom, zdobyczom nauki i techniki, a cały proces fascynującej dedukcji zostaje pominięty lub sprowadzony do koniecznego minimum. Nie chcę przez to powiedzieć, że współczesne powieści są bezbarwne. Wiele z nich czytam z przyjemnością, gdyż posiadają intrygującą strukturę i potrafią wciągnąć w wir wydarzeń już od pierwszych stron. Brakuje mi w nich jednak wciągającej rozgrywki między umysłami zbrodniarza i detektywa.
Taką intelektualną przygodę serwuje Agatha Christie w "Kurtynie".

W narratora tej powieści wciela się kapitan Hastings, przyjaciel Poirota ze Scotland Yardu. Schorowany detektyw wzywa go do ośrodka wypoczynkowego w Styles, gdzie według Poirota ma dojść do morderstwa. I chociaż Belg wie, kto z gości pensjonatu jest seryjnym zbrodniarzem, nie zdradza jego nazwiska Hastingsowi, by ten nie wydał się przed mordercą. Jednocześnie kapitan ze Scotland Yardu ma być oczami oraz uszami Herkulesa i odkryć, na kogo poluje przestępca. Hastings czuje się urażony brakiem zaufania przyjaciela lecz stara się wykonać powierzone mu zadanie. Czasami jednak czasami w sprawność umysłu Poirota, a do głosu dochodzą myśli, że także mózg słynnego detektywa poddał się chorobie.
Niestety, mimo wysiłków Hastingsa dochodzi do zbrodni, a wkrótce po niej zostaje odnaleziony kolejny denat oraz martwy Herkules Poirot. Kapitan wątpi w swoje możliwości, we własnych rozważaniach ośmiela się oczerniać nawet własną córkę przebywająca w tym samym czasie w Styles. Czy jego trop okaże się słuszny? Na szczęście przezorny Poirot zostawił za życia pomocne zapiski.

Charakterystyczne dla Agathy Christie, a właściwie dla jej bohatera - małego sprytnego Belga, jest wyjaśnienie zbrodni w finałowej scenie. Tym razem detektyw nie doczekał końca, lecz i tak zdążył rozwiązać zagadkę. Jak wspomniałam w recenzji książki Cobena "Już mnie nie oszukasz", autor zastosował pewne rozwiązanie podobne do tego, co zrobiła Christie. Jednak o ile zakończenie Angielki jest wzniosłe i ma klasę, o tyle sposób w jaki dokonał tego Coben przyjęłam z rozczarowaniem i frustracją. Wydawać by się mogło, że to już koniec przygód słynnego detektywa. Jednak powraca on do nas we współczesnych kontynuacjach. Ostatnio w moje ręce wpadły "Inicjały zbrodni" z Poirotem w roli głównej, autorstwa Sophie Hannah. Christie ustawiła poprzeczkę wysoko, czy brytyjska pisarka nie zawiedzie pokładanych w niej nadziei? Ja już wiem, a odpowiedź pojawi się wkrótce na blogu.


poniedziałek, 17 kwietnia 2017

"Już mnie nie oszukasz" Harlan Coban


"- Dlatego wiedziałam. Wiedziałam, że tym razem nie mogę popełnić takiego błędu. I dlatego poprosiłam, żeby pozwolono mi zobaczyć ciało Joego. Wręcz błagałam. Nie dbałam o to, czy jest zmasakrowany. To nawet mogłoby mi pomóc. Musiałam to zrobić, żeby uwierzyć, że naprawdę odszedł, rozumiesz?
- Ale go nie zobaczyłaś?
Caroline pokręciła głową.
- Nie pozwolili mi.
- Kto ci nie pozwolił?"

Najnowsza powieść Cobena to całkiem niezły thriller. Jednak pewien zabieg literacki, który autor zastosował w finale, sam w sobie będący ciekawym rozwiązaniem,  nie przypadł mi do gustu. Nie mam tu na myśli rozwiązania kwestii tego. kto jest mordercą. Chodzi mi o sposób, w jaki autor zakamuflował ową postać, uciekając się do zbyt dużego oszustwa dokonanego na czytelniku. Oczywiście nie zdradzę szczegółów, bowiem odebrałabym przyszłym czytelnikom przyjemność dochodzenia do prawdy. 

Maya Stern jest byłym żołnierzem i co noc w jej umyśle rozgrywają się traumatyczne sceny wojenne, w których z jej rozkazu giną niewinni ludzie. Na domiar złego Mayą targają emocje związane ze śmiercią siostry i niedawnym zgonem Joe'go - męża Stern. Gdy kobieta dzięki ukrytej kamerze śledzącej ruchy opiekunki do dziecka odkrywa, że jej mąż bawi się z ich córeczką, staje się bliska obłędu. Jak to możliwe? Przecież sama była świadkiem jego zabójstwa. Maya nie wie, czy ktoś z nią prowadzi brudną grę preparując nagranie, czy może ma halucynacje będące wynikiem ciężkich przeżyć. W ogóle nie dopuszcza do siebie myśli, że Joe żyje.

Sprawa komplikuje się gdy ginie karta SD, a wraz z nią jedyne nagranie z Joe. Maya jest świadoma, że nikt nie uwierzy w to co widziała, więc sama próbuje rozwikłać zagadkę. Czuje jednocześnie, że im dalej w to wszystko brnie, tym szybciej podąża za nią śmierć. 

Nie byłoby dobrego thrillera, gdyby nie nagłe zwroty akcji, złudzenia, zwodzenia, fałszywe tropy. To wszystko znajdujemy u Cobena, co sprawia, że "Już mnie nie oszukasz" czyta się z apetytem. Jednak końcówka pozostawia niemiły posmak. Podobny zabieg literacki, o którym wspomniałam na początku, zastosowała Agatha Christie w "Kurtynie", jednak autorka tak skonstruowała opowieść, że czytelnik nie czuje się oszukany, ale o tym w kolejnej recenzji.

sobota, 8 kwietnia 2017

"Harda"Elżbieta Cherezińska



"Psiakrew! - zaklęła w duchu, bo zrozumiała, że nie dla niej ten nocny pochód. Nie zamierzała jednak ruszać się stąd ani na krok. Skoro mogła zobaczyć coś, co miało być przed nią ukryte, za nic w świecie nie dałaby sobie tego odebrać. Sylwetki mężczyzn wychodzących z zamarzniętego jeziora przesłonił jej mur z pleców drużników ojca. Skandowali:
- Miesz-ko pan! Miesz-ko pan!
Wiedziała, że są bez ubrań, bo gdy byli w przeręblu, zobaczyła nagie plecy brata. Co tutaj robią? Dlaczego w mroźną noc rozebrali się i weszli do wody? Czy to jakiś męski obrzęd? Czy to anu nie grzech? Serce biło jej szybko. Zapomniała, że jeszcze chwilę temu biło tak , bo spodziewała się usłyszeć imię przyszłego męża."

Mam słabość do powieści historycznych - w swoim dorobku czytelniczym trafiłam na wiele pasjonujących książek, do których zaliczyć mogę m. in. "Koronę śniegu i krwi" oraz "Niewidzialną koronę" Cherezińskiej. Po lekturze "Hardej" mogę stwierdzić, że były bardziej dynamiczne, ale i tak odbyłam niezwykłą podróż w zamierzchłe czasy, którą z ręką na sercu mogę polecić każdemu miłośnikowi wieków minionych. 

Tytułowa Harda to przydomek Świętosławy, córki Mieszka I i Dobrawy. Dziewczynka niezwykle głośno i donośnie obwieszcza swoje pojawienie się na świecie, tak jakby już od samego początku chciała aby wszyscy wiedzieli, że książęca córka nie da sobie w przysłowiową kaszę dmuchać i pokornym dziewczęciem nie będzie. Tak też się dzieje - Świętosława nie uznaje powściągliwości w mowie, jest mistrzynią ciętej riposty, a gdy ktoś, tak jak macocha Oda, zajdzie jej za skórę, nie ukrywa swej niechęci. 
Mieszko podkreśla, że "córki są radością ojców", ale to do niego należy aranżacja małżeństw z wybranym uprzednio politycznym sojusznikiem. Wydawać by się mogło, że tak nieustępliwa dziewczyny jak Harda nie będzie godzić się na wybór życiowego partnera, jednak także i ona musi podporządkować się woli ojca. Na nieszczęście dla Świętosławy serce jej zdążył skraść inny mężczyzna. Zmuszona jest zignorować namiętności i wyruszyć na obcy dwór, gdzie panują odmienne obyczaje, inna religia, a nie wszyscy są jej przychylni. Zgodnie z tradycją przybiera nowe imię i odtąd znana jest jako Sigrida Storrada. 
Świętosława będzie musiała się nauczyć kiedy trzymać język za zębami oraz jak wykorzystać swój dominujący charakter aby zdobywać sojuszników i odstraszać wrogów. 
Wspomniana wcześniej przeze mnie druga żona Mieszka - Oda jest niesympatyczną choć intrygującą postacią. To dwulicowa kobieta, nieżyczliwa wobec dzieci Dobrawy i bezgranicznie oddana własnym, dla dobra których gotowa jest do dokonania podłych czynów.
Nietuzinkowych bohaterów można by jeszcze długo wymieniać, ale szczególną uwagę warto zwrócić na Olava - zaginionego króla Norwegii, będącego niespełnioną miłością Świętosławy. Postać ta początkowo wzbudza pozytywne uczucia, lecz gdy Olav staje się krwawym orędownikiem Chrystusa, a miłość do kobiety ustępuje bożej obsesji, sympatia ta zamienia się w niechęć.

"Hardą" Elżbieta Cherezińska dedykuje "Wszystkim bezimiennym, zapomnianym księżniczkom piastowskim. Mniszkom, żonom, matkom, władczyniom, o których historia milczy. Dziewczynom oznaczonym w biografiach dynastii smutnym N.N." Powieść ta nie tylko ukazuje rolę jaką przyszło odegrać kobietom w męskich rozgrywkach o tron. Jest ona jednocześnie brutalną ilustracją początków chrześcijaństwa na pogańskich ziemiach. I chociaż stare wierzenia pełne są niesprawiedliwości i makabry, to wprowadzanie nowej religii poprzez mord na zatwardziałych innowiercach jest czynem równie, jeśli nie bardziej, gorszącym. 
Dalsze losy Stigridy można poznać w powieści "Królowa". Mam nadzieję, że wkrótce i ona znajdzie się w mojej biblioteczce. 

poniedziałek, 20 marca 2017

"Zaginiona" Harlan Coben


"Przyjedź do Paryża - powiedziała po prostu. Nie wiem, od ilu lat nie słyszałem jej głosu. Chyba od siedmiu. Były szumy na linii, a ona nie traciła czasu na powitania czy wstępy. Usiadłem na łóżku. 
- Terese? Gdzie jesteś? - zapytałem. 
- W zacisznym hotelu o nazwie d'Aubusson, na lewym brzegu Sekwany. Spodoba ci się tu. O siódmej wieczorem masz samolot linii Air France.
Oczami duszy zobaczyłem szereg obrazów: jej będące obrazą moralności bikini, tamtą prywatną wyspę, rozgrzaną słońcem plażę, jej spojrzenie mogące stopić skałę, znów to prowokacyjne bikini. "

Czy jeśli zadzwoni do Was wasza kochanka, z którą nie mieliście kontaktu od dobrych siedmiu lat i poprosi żebyście rzucili wszystko i przylecieli do Paryża, bo wpadła w tarapaty, wsiądziecie na pokład samolotu?

Myron Bolitar, po początkowych wahaniach, przystaje na propozycję Terese i wylatuje do Francji. Jak można się domyślać sytuacja, w której znajduje się dawna kochanka jest bardziej skomplikowana niż się początkowo wydaje. 
Kochankowie podążając tropem zamordowanego byłego męża Terese, Ricka, stają się celem terrorystów. Po piętach depcze im również francuska policja, Mosad i CIA. Prowadząc śledztwo na własną rękę trafiają na z pozoru niepowiązane ze sobą poszlaki - firmę specjalizującą się przechowywaniem krwi pępowinowej i zabiegami in vitro, a także na chrześcijańską organizację "Ratujmy aniołki" zajmującą się adopcją zarodków. Akcję dodatkowo komplikuje znaleziona na miejscu zbrodni krew córki Ricka i Terese. Ale jak to możliwe, skoro ich jedyne dziecko zginęło dziesięć lat wcześniej w wypadku samochodowym?

"Zaginiona" jest dynamicznym thrillerem, z umiejętnie wplecionymi intrygami, zagadkami, nieoczekiwanymi zdarzeniami i ciekawymi postaciami, za którymi stoją osobiste dramaty. 
Myron Bolitar jest bezspornie pozytywnym, można by rzec klasycznym, bohaterem pełnym rycerskich cnót, gotowym chronić słabszych i biec na ratunek damie w opresji. Idealnym kontrastem dla Bolitara jest jego najlepszy kumpel Win - z pozoru wymuskany facet, którego nikt nie podejrzewa o jakiekolwiek umiejętności walki w ręcz, w rzeczywistości inteligentny, cyniczny, wyszkolony w walce mężczyzna, lubiący broń dużego kalibru i czerpiący przyjemność z niezobowiązującego seksu.

Jeśli wasze życie przebiega ostatnio zbyt spokojnie i chcielibyćcie wprowadzić w nie nieco więcej akcji, a jednocześnie poznać nowe oblicze terroryzmu, to jest to zdecydowanie lektura dla Was.

sobota, 11 marca 2017

"Dzielnica występku" Mario Vargas Llosa


"- Chorobliwa ciekawość jest najpoważniejszą przywarą, jaka istnieje - oświadczył uroczyście typek piskliwym i pewnym siebie głosem, nie spuszczając oczu z Enrique, poruszając nieznacznie szczękami. - We wszystkich narodach i we wszystkich kulturach. Ale szczególnie tu, w Peru. Sądzę, że wie pan o tym aż za dobrze: jesteśmy krajem plotkarzy. Chcemy znać sekrety innych ludzi, a najchętniej te łóżkowe. Innymi słowy i za przeproszeniem, wiedzieć, kto się z kim pieprzy i w jakiej pozycji. Wtykać nos w intymne sprawy znanych osób. Możnych, słynnych, ważnych. Polityków, przedsiębiorców, sportowców, śpiewaków i tak dalej."

Lubię, kiedy książka rozpoczyna się bez zbędnych wstępów, długich wprowadzeń, a autor szybko rzuca czytelnika w wir wydarzeń. To upodobanie wynika tylko i wyłącznie ze względów praktycznych - zmęczona po całym dniu (a trójka dzieci potrafi wymęczyć) pragnę usiąść i nie chcę zasnąć po 20-30 minutach czytania. Mario Vargas Llosa na to nie pozwala - już na stronie 12 rozgrzewa nas scena łóżkowa z udziałem dwóch najlepszych przyjaciółek.

W "Dzielnicy występku" seks odgrywa kluczową rolę - gdyby nie orgia bogatego i na co dzień prawego przedsiębiorcy Enrique Quique, nie nastąpiłby szereg nieprzyjemnych zdarzeń. Uwieczniony na fotografiach moment słabości Quique staje się łakomym kąskiem dla szantażystów. Przedsiębiorca stara się, aby zdjęcia nie przeciekły do mediów, ale okazuje się, że doprowadzenie do wściekłość podłego Rolando Garro, redaktora naczelnego, plotkarskiego czasopisma "Destapes" nie było najlepszym pomysłem Enrique. Kontrowersyjne fotografie trafiają do najświeższego wydania bulwarówki Garro.
Temat orgii Quique nie schodzi z ust Peruwiańczyków, żona domaga się separacji, a kilku wspólników zrywa z nim wszelkie kontakty.

Powieść Vargasa jest przewrotna i niejednoznaczna. Z jednej strony przemawia do czytelnika wolność słowa, z drugiej - ograniczenia moralne wyznaczające granicę wolności. O ile ta kwestia pozostaje otwarta, to bezsporny jest stosunek autora do nadrzędnej, kontrolującej i wymuszającej roli jaką w peruwiańskim państwie odgrywa najwyższa władza. Autor "Dzielnicy występku" krytykuje dyktatorskie rządy Fujimoriego, który jest jak najbardziej postacią rzeczywistą, i był prezydentem Peru w latach 1990-2000. Chcąc walczyć z terroryzmem, sam powołał do życia szwadrony śmierci, a jego działania często godziły w prawa człowieka. Takie też tło Vargas, który konkurował z Fujimorim w wyborach o fotel prezydencki, odmalowuje w swojej powieści - wszechobecny terroryzm, godzina policyjna, korupcja, wymuszenia władzy, kontrolowanie mediów. 
Bohaterowie "Dzielnicy występku" również nie są jednoznacznie pozytywni lub negatywni. Kurdupelka (tak, naprawdę mamy tu tak nazwaną postać) , pracownica redaktora Garro, jest ucieleśnieniem jadowitej reporterki gotowej na polecenie oszkalować każdego. W ostatecznej rozgrywce, to właśnie ona opowie się po stronie sprawiedliwości, chociaż pobudki dzięki, którym to czyni, są stricte osobiste.

Poruszane przez Mario Vargasa tematy są uniwersalne, i mimo że inspirowane sytuacją polityczną Peru, z pewnością można je odnieść do wielu innych krajów. 
Urozmaiceniem medialno-politycznych wątków jest związek Marisy (żony Quique) i Chabeli (żony najlepszego przyjaciela i prawnika Quique). Obie kobiety odkrywają przyjemność, jaką dają wzajemne pieszczoty, a sposób w jaki autor ukazuje owe doznania bynajmniej nie zniechęca do tego typu przygód erotycznych.

Książka jest bez wątpienia intrygująca oraz wciągająca i z chęcią sięgnę po inne pozycje tego pisarza. Jestem ciekawa czy prosty styl, czasami jednak zbyt prosty, i niezbyt rozbudowane postaci, pewne niezdecydowanie w charakterze niektórych bohaterów (szczególnie Marisy) są charakterystyczne tylko dla tego, czy również dla innych dzieł autora.

wtorek, 7 marca 2017

"Genialni. Lwowska szkoła matematyczna" Mariusz Urbanek



"Raz usiadł przy stole, wsparł głowę na rękach i zamilkł. Studenci nie przeszkadzali, czekając, aż profesor sam podejmie wykład. Tak w ciszy dosiedzieli do końca zajęć, a potem wychodzili na palcach, by nie zakłócić snu wykładowcy. Wszystko było już jasne. Banach, który lubił się bawić, na wykład z geometrii wykreślnej przybiegł prosto z jednego z prywatnych balów, odbywającego się we Lwowie podczas karnawału."

Ponieważ przeciętny Polak jest na bakier z matematyką i wszystko co matematyczne go odstrasza, tym razem proponuję odważyć się i sięgnąć po książkę Mariusza Urbanka. Zdecydowanie warto się z nią zapoznać, bowiem autor opisuje życie uczonych z lwowskiej szkoły matematycznej, a pojawiające się od czasu do czasu matematyczne pojęcia, proszę mi wierzyć, więcej strachu napędzają studentom Królowej Nauk niż matematycznym ignorantom.

Jak to możliwe, że z nieślubnego dziecka, jakim był Banach wyrósł jeden z największych polskich matematyków? Czy Steinhausowi, z pochodzenia Żydowi, udało się znaleźć azyl przed miażdżącą pięścią hitleryzmu? Czy matematycy prowadzili uporządkowane życie, czy raczej przypominali typ "szalonego naukowca"? Mariusz Urbanek zebrał informacje biograficzne o uczonych, wspomnienia ich rodzin oraz znajomych i w pasjonujący sposób przelał je na karty książki ubarwiając licznymi ciekawostkami, a także nietypowymi zdarzeniami. 

Długie rozmowy w oparach wódki i dymu tytoniowego w kawiarni Szkockiej, przenoszone nocą na ulice Lwowa, dowodzenie twierdzeń przy głośnej muzyce, zapisywanie swych myśli na blacie stołu, oferowanie alkoholu, a nawet żywej gęsi tym , którzy rozwiążą dany problem - jak dalece odbiegał taki sposób pracy od współczesnych wyobrażeń na temat życia zawodowego uczonego. 
W obraz skrupulatnego matematyka wpisywał się Hugo Steinhaus, w przeciwieństwie do Banacha, który spóźniał się na wykłady, nie stosował ówczesnego dreescode'u wykładowcy i przychodził na zajęcia, o zgrozo, w koszuli z krótkim rękawem! Steinhaus oprócz geniuszu matematycznego wsławił się również szeregiem błyskotliwych anegdot, zamiłowaniem do punktualności i poprawnej polszczyzny - posunął się nawet do tego stopnia, że nie zamieszczał swoich artykułów pod prawdziwym nazwiskiem w czasopiśmie "Problemy" dopóki wyraz ten nie wszedł do słownika polskiego (Steinhaus używał słowa "problemat").
Działalność lwowskich matematyków przypadała również na okres II wojny światowej. Część z nich padła ofiarą hitlerowców, innym jak np. Banachowi udało się przeżyć dzięki pracy jako żywiciel wszy. Niektórzy opuścili ojczyznę i udali się zagranicę - Stanisław Ulam popłynął do Ameryki, gdzie został wcielony do zespołu pracującego nad bombą atomową. Po dziś dzień jego nazwisko kojarzy się z atakiem na Hiroszimę i Nagasaki; równie duży wkład włożył w prace nad bombą wodorową. 

Mariusz Urbanek pokazał ludzi kochających matematykę, która stanowiła sens ich egzystencji. Wyniosła ich ona na piedestał nauki. To dzięki niej maluczcy mogli stać się wielkimi. I chociaż każdemu z nas matematyka spędzała nie raz sen z powiek, czytając "Genialnych" nie da się nie odczuwać sympatii do polskich uczonych. Szczególnym sentymentem darzę Stefana Banacha, bowiem to właśnie jego przestrzeń z normą była ważnym elementem mojej pracy magisterskiej. 


"Józef Hurwic nie wróżył potyczkom matematyka w obronie języka powodzenia. Miał rację. "Naukowiec" nie wyparł co prawda "uczonego", ale go zdominował, a "problemat" przegrał zdecydowanie z "problemem". Porażkę poniósł Steinhaus w walce o prawidłowe stosowanie słów "udany" i "udały". Pisząc we wspomnieniach "udały dom", opatrzył to określenie odsyłaczem: "P.T. czytelnik raczy uznać: udany atak=pozorny, udały atak=zwycięski"."