expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Recenzje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 sierpnia 2014

"Cienie przeszłości" Edyta Świętek



"Karina Rojewska to diabeł wcielony. Służbowo jesteś największym potworem, jakiego spotkałem w całym swoim życiu. Jeśli chcesz wiedzieć, czy miałaś w biurze wrogów, to odpowiedź brzmi "tak". A jeśli interesuje cię, czy miałaś przyjaciół, to odpowiedź brzmi "nie". Byłaś najgorszą, najbardziej wredną kobietą, jaka pracowała w korporacji - powiedział dobitnie."


"Cienie przeszłości" to książka, którą, jeśli mamy więcej wolnego czasu, można pochłonąć w ciągu jednego dnia. Idealna aby zagrzebać się z nią pod kocem i oddać się przyjemności czytania gdy nachodzi nas ochota na pozycję lekką i porywającą, a taka bez wątpienia jest książka Edyty Świętek. Zamyślona kobieta na okładce sugeruje uwikłania miłosne lecz towarzyszy im również rozbudowana akcja kryminalna, która sprawia, że nie można się oderwać od lektury.

Bezwzględna, zaborcza, nie znosząca sprzeciwu i terroryzująca swoich podwładnych Karina, zostaje napadnięta przez osiedlowych zbirów. W wyniku wypadku trafia do szpitala, w którym budzi się i nic nie pamięta. U swego boku zauważa obcego mężczyznę o imieniu Wiktor, który twierdzi, że jest jej narzeczonym. Ponieważ mieszkanie kobiety jest w opłakanym stanie - meble oraz sprzęty są zniszczone, przedmioty i pamiątki potłuczone, książki podarte, ubrania pocięte, a na ścianach widnieją niecenzuralne napisy - Wiktor proponuje jej zamieszkanie u siebie. Mężczyzna otacza ją opieką i spełnia każdą prośbę ukochanej. Jednak Karina nie przypomina sobie wspólnego życia jakie wiodła z narzeczonym przed wypadkiem, co gorsza Wiktor drażni ją i nie budzi ani odrobiny pożądania czy miłości. Policja próbuje odnaleźć napastników i wandali, lecz najwyraźniej tkwi w ślepym zaułku. Karina pragnie odzyskać pamięć aby poznać prawdę o sobie - szczegóły, jakie poznaje przedstawiają ją jako demoniczną kobietę. Chce również pomóc funkcjonariuszom w ujęciu sprawców. W migawkach wspomnień zamiast wizerunków nieprzyjaciela pojawia się tajemniczy mężczyzna, którego twarzy Karina niestety nie jest w stanie dojrzeć. Recytuje namiętną poezję Tuwima i przytula ją w sposób wywołujący silne podniecenie. Karina zaczyna mieć wyrzuty sumienia, że przed wypadkiem nie była wierną narzeczoną. Czy słusznie?

W "Cieniach przeszłości" sensacyjna zagadka przeplata się z romantycznymi uniesieniami, a w tle rozbrzmiewają wiersze Tuwima. Wspólnie z główną bohaterką odkrywamy jej minione lata, potępiamy bezduszne życie jakie prowadziła i próbujemy rozwiązać zagadkę napadu na główną bohaterkę. Mimo że nietrudno domyślić się kto jest tak naprawdę dobry, a kto zły, łatwo ulegamy wciągającej akcji. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Replika.

"Cienie przeszłości" można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=518

piątek, 15 sierpnia 2014

"Ostatni wilkołak" Glen Duncan



"Przełknęła ślinę, obciągając kołnierzyk bluzki. Jej zapach był gorącą perwersją, brudnym koktajlem wyperfumowanej kobiety i lubieżnej woni wilka. Świeży, oczywiście, po transformacji ledwie cztery noce wcześniej. Ona także była najedzona. O tak... W oczach miała ducha posiłku, choć zachowała coś z niedawnej absolwentki college'u, która przybija się przez szokujący świat pracy, zdeterminowana, żeby sobie poradzić, pogodzić się z degradacją, nauczyć okrucieństwa."

"Oto mocna, zdecydowanie nowa wersja legendy wilkołaka - hipnotyczna i niezwykle erotyczna." - taka zapowiedź widnieje na tylnej okładce książki. Zapowiedź wielce kusząca, której pozwoliłam sobie ulec. Jak się okazuje, nie jest to zwykła historii o przygodach pół wilka - pół człowieka, okraszona dodatkowo erotyzmem i brutalnością. "Ostatni wilkołak" to także piękna opowieść o pożądaniu, sensie życia i jego przyczynowo-skutkowych aspektach.

Jake spotyka na swojej drodze uciekającego wilkołaka. Ten krótki i z pozoru nieznaczący epizod, podczas którego mężczyzna odnosi ranę, zamienia jego życie w przekleństwo. Co miesiąc, razem z pełnią księżyca, przemienia się w owłosionego potwora żądnego ludzkiej krwi. Powroty do ludzkiej postaci wywołują poczucie winy, chęć zakończenia swojego żywota. Jednak Jake nie potrafi odejść z tego świata i zmuszony jest zaakceptować nową sytuację. 
Dwieście lat później dowiaduje się, że jest ostatnim wilkołakiem, a w dodatku celem polowania MOKFO (Międzynarodowa Organizacja Kontroli nad Fenomenami Okultystycznymi) . Ale Jake ma już dość swojej egzystencji, towarzyszących mu od dwóch stuleci uczuć i  przede wszystkim logistyki - czuje, że jest już niezdolny "do dalszej walki z przekleństwem przyziemnego ciągu przyczynowo-skutkowego", więc decyzję MOKFO przyjmuje z ulgą. Musi tylko dotrwać do najbliższej pełni i przybrać postać bestii. Lecz te kilkadziesiąt dni okazuje się szaleńczo dynamiczne - Jake zostaje uprowadzony przez pewną atrakcyjną kobietę, następnie ucieka wampirom, które chcą go mieć na własny użytek, a do tego spotyka ją - młodą wilkołaczycę Talullę. Do tego momentu wszystkie przygody seksualne Jake'a były pozbawione prawdziwego erotyzmu i nieograniczonego pożądania, które pojawia się gdy jego wyjątkowy zmysł węchu wyczuwa samicę. Od dwustu lat żył on bez miłości i teraz, kiedy godzina jego śmierci jest z góry określona, spotyka powód, dla którego warto żyć dalej. Talulla jest pod działeniem Klątwy od dziewięciu miesięcy - ona także odczuwa  do doświadczonego wilkołaka zniewalający pociąg, który szybko przeradza się w miłość. Mężczyzna i kobieta stają się nierozłączni próbując uciec przed depczącym po piętach nieprzyjacielem. Jednak namiętność, pożądanie i miłość łącząca te dwie istoty zostaje brutalnie przerwana.

"Ostatni wilkołak" nie jest lekką powieścią. Wymaga od czytelnika pewnego zaangażowania, dzięki czemu książką można się delektować. Glen Duncan powoli buduje napięcie, nakręcając nas swoim wyszukanym stylem, brutalnymi opisami i stopniowanym erotyzmem, by później pozwolić nam wybuchnąć wraz z rozwojem akcji i pożądaniem bohaterów. Poruszonej tu egzystencjalnej tematyki nie można nazwać traktatem o życiu ale bez wątpienia jest przyczyną do rozmyślań o logistyce ludzkiego postępowania. Namiętność i erotyzm między głównym bohaterem a Talullą  hipnotyzują i wiernie oddają uczucia towarzyszące dwójce ludzi, którzy nagle stają sobie na drodze: on - starszy, doświadczony, pozbawiony miłości i patrzący bez nadziei w przyszłość i ona - młoda, potrzebująca oparcia, zrozumienia i uczucia.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Replika.




Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=402

wtorek, 12 sierpnia 2014

"Korona śniegu i krwi" Elżbieta Cherezińska

"- Królestwo, to dar święty, którego strata kosztowała nas wiele łez i krwi. Bóg dał koronę pierwszemu królowi, lecz królestwo rozbiliśmy sami, gdy brat stanął przeciw bratu z mieczem w dłoni i życzeniem śmierci na ustach. I dwieście ponad lat ciążyła nad nami klątwa odebranej narodowi korony. Ale oto za nami zostaje czas głuchych lat, dwustu z górą lat, podzielonego narodu. Dzisiaj bowiem dobiega końca klątwa Wielkiego Rozbicia! Starsza Polska i Pomorze już się połączyły, a to dopiero początek wielkiego dzieła  odnowienia królestwa."


Wybierając książkę zwracam uwagę na to, aby była to lektura o odpowiadającej mi tematyce, wartościowym przekazie lub, w zależności od nastroju - relaksująca, porywająca i przystępnie napisana. "Korona śniegu i krwi" łączy te wszystkie cechy wysuwając się jednocześnie na czołówkę najlepszych powieści jakie dotychczas czytałam. Napisana jest zgrabnym a zarazem nieskomplikowanym językiem, wciąga w wir piastowskich konfliktów oraz intryg, zniewalając nas od samego początku i oczarowując swoim pięknem.

Bolesław Śmiały traci koronę zdobytą przez pierwszego króla Polski, Bolesława Chrobrego. Dochodzi do rozbicia dzielnicowego, w wyniku którego każdy Piast otrzymuje prawo do posiadania własnej ziemi i władania nią. Dwieście lat nad państwem polskim wisi klątwa rozbicia. Przełamać ją postanawia książę Starszej Polski, Przemysł II. Pragnie on w pokojowy sposób odzyskać koronę i na nowo zjednoczyć liczne księstwa. Jednak wszędzie tam czai się zdrada, intryga i konflikt, podobnie jak w życiu większości możnych panów. Początkowi sprzymierzeńcy okazują się wrogami, zawarte sojusze ulegają zmianom, wierność małżeńska okazuje się fikcją. Atrakcyjne damy lekkich obyczajów to poganki Starszej Krwi mające własne plany względem władców, niewinne królewskie małżonki z góry skazane są na cierpienie, a perfidna askańska księżna jest wiedźmą z piekła rodem. 
Historia, którą znamy z podręczników szkolnych, a raczej którą kiedyś poznaliśmy i wrzuciliśmy w czarną dziurę naszej pamięci, ożywa teraz na nowo i pełna jest pięknych, soczystych barw. Malowany przez Elżbietę Cherezińską świat staje nam przed oczami niczym żywe obrazy, których częścią staje się czytelnik. Jesteśmy niemymi świadkami potyczek rycerzy, widzimy obok siebie rozbebeszone wnętrzności, słyszymy brzdęk mieczy, tętent galopujących koni. Przeżywamy upadki i gorycz towarzyszące bohaterom, podążamy wzrokiem za intrygantami... bez wątpienia największą z nich jest Mechtylda Askańska, lecz mimo tego, a może właśnie dzięki temu, iż jest czarnym charakterem, nie sposób uwolnić się od jej magnetycznego uroku. Przyciąga i odpycha, sprawiając, że czytelnik może ją kochać i jednocześnie nienawidzić. 
Każdy w "Koronie śniegu i krwi" znajdzie bohatera, któremu będzie kibicować. Może to być dzielny i zabawny duchowny Jakub Świnka, sprzymierzeniec Przemysła II (mojego ulubieńca), Lukardis - młoda, piękna i niewinna żona księcia Starszej Polski, którą wychowywała bezwzględna Mechtylda, homoseksualista Leszek Czarny lubujący się w wojnach. Naszą sympatię ma bez wątpienia szanse wzbudzić Mały Książę czyli nieduży lecz waleczny jak lew Władysław Łokietek. 

Wisienką na torcie stają się elementy fantasy wprowadzone przez autorkę: wilkołak, paranormalny związek Bolesława Wstydliwego z jego żoną Kingą oraz rozbudowane wierzenia pogan na ziemiach polskich. Często jesteśmy zafascynowani historią obcych państw - Cherezińska pokazuje, że nasza własna jest również pasjonująca, porywająca, pełna tajemnic i niekończących się domysłów. Nasuwa się pytanie czemu nie znamy takiej historii, dlaczego nie możemy poznać jej prawdziwego smaku? A może specjalnie ukrywa się ją przed nami w ławach szkolnych?
Jeśli pragniemy poczuć nie dreszczyk, a raczej prawdziwy przemarsz dreszczy emocji na naszych plecach, jeżeli szukamy książki, która zabierze nas w niezapomnianą podróż pozostającą na zawsze w naszej pamięci i chcemy odkryć wspaniałą historię nas samych, sięgnijmy po "Koronę śniegu i krwi"


wtorek, 29 lipca 2014

"Zuza ma adoratorów" Thierry Lenain, Delphine Durand

Moja córka weszła już w etap pierwszych dziecięcych miłości. Jej najlepszy kolega, z którym od dawna są w sobie "zakochani", stał się jakiś czas temu jej "mężem". Jednak jak to bywa w burzliwych związkach, a ten bez wątpienia do takich należy i codziennie pojawiają się mniejsze lub większe spory, przyszła pora na dość ostrą kłótnię, podczas której padły brutalne słowa: "już nie jesteś moim mężem i się nigdy więcej w tobie nie zakocham!". Nie muszę dodawać, że zranionemu sercu córki towarzyszyły łzy i niepokój byłego ukochanego. 

Również siedmioletni Maks, bohater książki "Zuza ma adoratorów", przeżywa rozterki miłosne. Jego ukochana Zuza poddaje w wątpliwość status Maksa jako jej ukochanego i zaczyna wodzić wzrokiem po innych kolegach: "- Gdybyś się nie przeprowadził, ktoś inny byłby moim ukochanym...". Zrozpaczony chłopak zbiera od pozostałych chłopców ze szkoły przyrzeczenia, że nigdy nie zakochają się w Zuzie. Maks zastanawia się gdzie czai się ukochany-który-nie-jest-nim i z przerażeniem odkrywa, że potencjalnych kandydatów robi się coraz więcej. Chłopiec ma już dosyć problemów miłosnych i postanawia skończyć z tą całą miłością. Gdy już chce o tym powiadomić Zuzę, ta zaskakuje go następującym wyznaniem: "Wiem, co bym zrobiła, gdybyś się nie przeprowadził [...] Zaczekałabym na ciebie."

Książka kończy się szczęśliwie. A jak ma się sytuacja w Oli "związku"? Chłopakowi wybaczyła ale, jak przystało na prawdziwą kobietę, z ponownym "ślubem" jeszcze poczeka.






poniedziałek, 14 lipca 2014

"Więzień urodzenia" Jeffrey Archer

"Danny nie odpowiedział. Miał spędzić resztę życia, podszywając się pod Nicka Moncrieffa. 
- Muszę się nad tym zastanowić - stwierdził. - Nie wiem, czy dam sobie radę. 
- Masz na to prawdopodobnie dwadzieścia cztery godziny: do chwili, gdy te drzwi otworzą się ponownie. I spójrzmy wprawdzie w oczy: za murami łatwiej ci będzie oczyścić swoje imię, a także dorwać drani, którzy zamordowali twojego kumpla."

W nadmorskiej miejscowości udało mi się za naprawdę niewielkie pieniądze (7,99 zł) kupić książkę składającą się z czterech niepowiązanych ze sobą powieści różnych autorów. Pierwsza z nich, "Więzień urodzenia" zauroczył mnie i jak nigdy czytałam ją do późnych godzin nocnych - nie mogłam się od niej uwolnić, a położenie się do łóżka bez poznania zakończenia tej pasjonującej lektury nie wchodziło w grę.

Mechanik Danny Cartwright zostaje wrobiony w morderstwo brata swojej narzeczonej Beth i skazany na ponad dwadzieścia lat odsiadki w Belmarsh - więzieniu o zaostrzonym rygorze. W celi poprzysięga zemstę na grupie majętnych i bezwzględnych mężczyzn, z których jeden jest prawdziwym mordercą Berniego. Podczas odbywania kary zaprzyjaźnia się ze współwięźniem sir Nicholasem Moncrieffem, który do złudzenia przypomina Danny'ego. Gdy arystokrata zostaje znaleziony martwy pod więziennym prysznicem wszyscy myślą, że to ciało mechanika. Ten korzystając z okazji udaje, że jest Nicholasem i wkrótce wychodzi na wolność, nie pozostając dłużny swoim wrogom. 
Gdy Danny opuszcza więzienie, nie sposób oderwać się od kolejnych stron powieści. To właśnie wtedy poznajemy misternie opracowany plan zemsty trzymający nas w napięciu aż do samego końca. Pikanterii dodają również rozprawy sądowe, które można przyrównać do scen batalistycznych rozgrywanych pomiędzy rasowymi prawnikami. 

Sam Jeffrey Archer spędził dwa lata w więzieniu Belmarsh. Został oskarżony o krzywoprzysięstwo oraz próbę wprowadzenia w błąd wymiaru sprawiedliwości, co z pewnością wykorzystał w napisaniu swojej powieści. 






sobota, 12 lipca 2014

"Tajemnica Edwina Drooda" Charles Dickens


"Jednak nic się nie dzieje i księżyc patrzy na niego tak, jakby po tym wybuchu gniewu był już martwy. Trzymając się za pulsującą głowę i przyciskając dłoń do piersi, w której szaleńczo wali serce, odchodzi, zataczając się. Potem na wpół świadomie dociera do niego, że został od czegoś odcięty, że zamknięto się przed nim jak przed jakimś groźnym zwierzęciem i zadaje sobie pytanie, co teraz powinien zrobić."

"Tajemnica Edwina Drooda" to pierwszy kryminał Dickensa będący zarazem jego ostatnią i niedokończoną powieścią. To iż autor zmarł nagle i pozostawił dzieło bez zakończenia sprawiło, że tajemnica młodego Drooda stała się zagadką bez rozwiązania. Dokładniej mówiąc pojawiły się liczne kontynuacje, nikt jednak nie wie, która jest zgodna z zamysłem autora. 

"Mam bardzo ciekawy i nowy pomysł na moją nową powieść. Pomysłu tego nie sposób opisać (ponieważ wówczas zniknęłoby całe zainteresowanie fabułą powieści), lecz jest to coś bardzo mocnego, chociaż trudnego do zrealizowania." - napisał w sierpniu 1869 roku Dickens do swojego głównego biografa Forstera. Pomysł ten był na pewno po części zainspirowany morderstwem w domu na Road Hill z 1860 roku, o którym pisałam tutaj. Dało ono początek wielu dziełom o podłożu kryminalnym.
Edwin Drood jest 21-letnim mężczyzną, który osierocony w dzieciństwie znajduje schronienie i rozpoczyna kształcenie u swojego wuja Johna Jaspera, śpiewającego na co dzień w katedralnym chórze miasteczka Cloisterham. Jasper jest też nauczycielem muzyki młodziutkiej, również osieroconej, Róży Bud zamieszkującej Dom Zakonnic. Edwin i Róża są narzeczeństwem lecz nie z powodu łączącej ich silnej miłości tylko dzięki umowie zawartej między ich ojcami, którzy za życia byli przyjaciółmi. Jednak tych dwoje często się ze sobą kłóci i żadne z nich nie wydaje się być zadowolone ze zbliżającego się ślubu. Protekcjonalne zachowanie Drooda względem swojej narzeczonej staje się powodem gwałtownej kłótni z porywczym Cejlończykiem Nevillem, który wraz ze swoją siostrą bliźniaczką Heleną przebywa u wielebnego Septimusa Crisparkle'a. W Wigilię w domu Jaspera dochodzi do pojednania młodych mężczyzn. Lecz następnego dnia nikt nie wie gdzie się podział Edwin. Rozpoczynają się poszukiwania, a jedynym podejrzanym staje się Nevill, który widział Drooda jako ostatni. Czy jednak Cejlończyk jest słusznie oskarżany? 

Dickens krok po kroku umiejętnie kreuje plan zbrodni, zagłębia się w z pozoru nieistotne szczegóły, które wraz z rozwojem powieści nabierają znaczenia. Jego bohaterowie są wyraziści, oddają ducha wiktoriańskiej epoki, która przesiąknięta jest oparami opium. Powieść kończy się nagle i pozostawia niedosyt, który po części próbują wypełnić uzupełnienia i zakończenie autorstwa G. K. Chestertona. Warto zapoznać się również z interpretacją Matthew Pearla, zawartą w "Zagadce Dickensa". Można by rzec, że Dickens stworzył idealną historię - kryminał, w którym każdy z nas może wymyślić własne zakończenie. Lecz ja dałabym dużo aby dowiedzieć się jakie rozwiązanie tajemnicy Edwina Drooda tliło się w umyśle autora.

Dziękuję Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzyjny. 



Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=268




środa, 9 lipca 2014

"Elmer i zagubiony miś" David McKee

Jeśli szukamy dla naszych pociech sympatycznej i łatwej w odbiorze bajki, która pozwoli zapaść w spokojny sen, to przygody słonia Elmera są strzałem w dziesiątkę. 

Elmer jest słoniem w kolorową kratkę. Pewnego dnia słyszy płacz słoniątka - okazuje się, że maluch zgubił swojego ukochanego misia. Elmer pożycza małemu słonikowi swojego pluszaka i wybiera się na poszukiwania zguby. Wędruje, pyta, szuka i nic, nigdzie nie może znaleźć przytulanki. A przecież obiecał słoniątku, że znajdzie jego misia. Lecz nagle słyszy czyjeś zawodzenie: "Ratunku! Pomocy! Zgubiłem się!". Elmer zastanawia się kto to może być? Gdy kończy przedzierać się przez zarośla jego oczom ukazuje się... zagubiony miś! Ale pluszaki nie potrafią mówić - dlaczego akurat ten to robi? Nie zdradzę tajemnicy mówiącej przytulanki - odsyłam do książki "Elmer i zagubiony miś"

Szkoda, że ta lektura nie wpadła w moje ręce rok temu. Właśnie wtedy 4-letnia wówczas Ola zgubiła swojego ukochanego misia, który towarzyszył jej prawie od urodzenia. Żal po zgubie zagościł także w moim sercu i do dziś czuję lekki smutek gdy pomyślę o małym, wytartym, wiecznie przybrudzonym miśku. Mimo iż identyczny znajdował się w domu, nigdy nie zajął miejsca zguby. 








piątek, 4 lipca 2014

"Opiekunka Grobów" Melissa Marr



"Powiedział Rebece o dziwnym świecie przemieszanych epok, o klubie, w którym pił razem ze zmarłymi osobami, i że jego ojciec już stamtąd nie wrócił. Następnie dodał: - A jedyne dwie osoby, które mogą tam pójść, to Opiekunka Grobów i jej Grabarz. Są partnerami. Grabarz otwiera bramę, a Opiekunka Grobów odprowadza Głodnych Zmarłych na ich właściwe miejsce."

Jeśli miałabym polecić idealną książkę na letni wypoczynek, to zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia po "Opiekunkę Grobów". To lekko i przyjemnie napisana krótka powieść, z intrygującą fabułą, która wciąga już od pierwszych stron i nie pozwala uwolnić się od kolejnych. Każdą wolną chwilę podczas wypoczynku nad morzem przeznaczyłam na jej czytanie.  

Maylene Barrow zajmuje się pielęgnacją grobów w niewielkim miasteczku Claysville. Pewnego spokojnego dnia zostaje brutalnie zamordowana w swoim domu. Na pogrzeb starszej pani przybywa jej wnuczka Rebeka mieszkająca już od 8 lat poza miasteczkiem. Okazuje się, że wraz ze śmiercią Maylene dziewczyna odziedziczyła nie tylko jej dom ale także pewną funkcję, którą kobiety z rodziny Barrow pełniły od pokoleń - ma stać się Opiekunką Grobów. Jej pomocnikiem zostaje Byron, dawny kochanek, do którego miłość nigdy nie wygasła, chociaż Rebeka usilnie się przed nią broni i nie dopuszcza do głosu swoich uczuć. Na chłopaka czeka przejęcie funkcji Grabarza. W mieście dochodzi do kolejnych zabójstw, a jeśli Rebeka i Byron szybko nie wdrożą się w nowe role, ofiar może przybywać. Para dowiaduje się, że dawno temu, władze miasta zawarły ze zmarłymi pewną umowę, której skutki są odczuwalne aż do dziś... 

Melissa Marr zgrabnie łączy intrygującą opowieść o świecie zmarłych, który przenika do świata żywych ludzi z wątkiem miłosnym. Nie da się nie kibicować sercowym zmaganiom Rebeki i Byrona, a tajemnicza aura otaczająca miasteczko Claysville dodaje przyjemnego dreszczyku grozy. Wraz z rozwojem akcji nasze zaciekawienie narasta, pojawiają się nowe wątki i kolejni intrygujący bohaterowie, a gdy wydaje się, że zaraz się wszystko wyjaśni sytuacja komplikuje się, dając w efekcie niebanalną historię, którą czyta się z zapartym tchem. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Replika.



Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=396

poniedziałek, 30 czerwca 2014

"Czarne krowy" Roland Topor



"Pamiętnik starego pierdoły" wywarł na mnie wielce pozytywne wrażenie więc bez wahania sięgnęłam po najnowszy, wydany siedemnaście lat po śmierci autora zbiór trzydziestu trzech opowiadań. Przesiąknięte są one specyficznym klimatem, który bezbłędnie kreuje Roland Topor, a który jest mieszanką rzeczywistości, wyobraźni i czarnego humoru. Niektóre opowiadania, mimo braku ewidentnych straszydeł, przerażają i wprawiają w zadumę. Bez wątpienia taki nastrój wytwarza "Stół". Tytułowy mebel skrzywdził mężczyznę - "brutalnie zasadził mi jeden w bok". Facet rozpoczyna monolog, w którym krytykuje postępowanie stołu, rozprawia o jego użytecznej funkcji, o tym, że nie może "zachowywać się jak rozjuszone zwierzę". Mężczyzna żąda aby mebel błagał o wybaczenie, jednak stół odmawia, co skutkuje zabraniem mu obrusu i groźbą obcięcia nóg. Stół nadal milczy jak zaklęty i nie zamierza przepraszać. Lecz mężczyzna ma młotek i gwoździe: "Chciałbyś poczuć uderzenie? [...] STÓŁ: Przepraszam."

Topor rozprawia też o bogactwie oraz biedzie, co znajduje ujście w opowiadaniu "Czym są pieniądze?". Ironizując przedstawia nam mężczyznę, który nie dba o finanse, ba! on wcale o nich nie myśli, takie kwestie nie zaprzątają mu głowy. Mężczyzna konsumuje niezliczone ilości kawioru, nosi buty z krokodylej skóry, jeździ rolls-roycem, na ścianach jego domu wiszą tylko oryginalne obrazy najwybitniejszych malarzy. "I pomyśleć, że są tacy, którzy zabijają dla pieniędzy! Czasem nawet dla drobnych sum. Inni z kolei popełniają samobójstwa pod pozorem niemożności dotrwania do końca miesiąca."
Od razu przypominają mi się słowa Marii Antoniny, która kiedy usłyszała, że lud nie ma chleba odparła "Niech jedzą ciastka!".

W zbiorze "Czarne krowy" są też opowiadania, które bawią i zaskakują formą lub pomysłem. Jednym z takich jest "Powołanie z głębin" będące krótką historią fallusa (zgadnijcie co nosi w plecaku), który odnajduje swoje powołanie w penetrowaniu grot, jaskiń, wąskich szczelin i podziemnych jezior. Dzieli się on życiową prawdą z młodymi: "Idźcie za moim przykładem, nie dajcie się klaustrofobii i pogrążcie się w dziurach, które się przed wami ukazują, ponieważ to być może w głębi jednej z nich odnajdziecie światło".

Najnowsza pozycja Rolanda Topora to przykład kolejnej niebanalnej, śmiałej i wyzywającej książki. To lektura dla miłośników czarnego humoru, którzy nie boją się bijącej z jej stron ironii a nawet głębokiego cynizmu. A jeśli czujecie, że na waszej drodze pojawia się czarna krowa, która "wyciąga broń i kieruje w waszą stronę grad kul, nie przestając nawet przeżuwać swojej gumy", to wiedzcie, że jest to książka stworzona dla Was. 

Dziękuję Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzencki.




Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&s=szu&id=505

czwartek, 12 czerwca 2014

"Jak pokonać duchy?" Catherine Leblanc, Roland Garrigue

Przed nami zabawny "przewodnik" zdradzający jak pokonać nękające nas, a w zasadzie nasze pociechy, duchy. Okazuje się, że nie mają one nic innego do roboty jak tylko cały czas straszyć ludzi. Czy można temu zapobiec, czy da radę przechytrzyć ducha i sprawić aby to on uciekał w popłochu? Gdy czujemy nadchodzące nie wiadomo skąd zimno możemy spodziewać skradającej się w naszym kierunku zjawy - ale wystarczy upichcić gorącą czekoladę a przegonimy ducha! A co gdy upiory przychodzą podczas kąpieli? Trzeba je szybko ochlapać a będą zmykać gdzie pieprz rośnie. Niejedna dziewczynka zastanawia się czemu jej włosy cięgle się plączą. Teraz już wie kto jest temu winien - to sprawka wrednych duchów. Ale można łatwo temu zaradzić - "Użyj suszarki! Odwróć się nagle i dmuchnij na nie!". Każdy sposób walki ze zjawami przypadł mi do gustu oprócz jednego. Okazuje się, że duchy wymazują litery i obrazki z książek. Autorzy radzą aby zabezpieczyć strony czerwonym flamastrem - negatywnego efektu jakim może być zamazanie przez dzieci wszystkich posiadanych przez nie i przez nas książek nie życzę nikomu. 
Jeśli nasze pociechy lubią opowieści o tajemniczych zjawach i nie obcy im jest czarny humor, nie wahajmy się sięgnąć po tę trochę straszną książkę.  














niedziela, 8 czerwca 2014

"Zuzia się zgubiła" Liane Schneider, Annette Steinhauer

Od czasu do czasu dobiegają nas informacje o dzieciach zgubionych w sklepach. Pewnie wtedy każdy z nas obiecuje sobie, że jemu taka sytuacja nigdy się nie przydarzy. Lecz nawet najuważniejszym zdarza się zgubić dziecko. Podobna historia spotkała Zuzię i jej mamę, najpierw w sklepie obuwniczym a potem także w centrum handlowym. W małym sklepie z butami dziewczynka szybko znajduje swoją mamę, która poucza ją aby w przyszłości, gdy się zgubi, podeszła do kasy a ekspedientka przez mikrofon ją zawoła. Później obie wybierają się do galerii handlowej, w której Zuzia znowu się gubi. Przypomina sobie słowa mamy mówiące o tym, że ma udać się do ekspedientki. Ale gdzie jest kasa? - Zuzia nie wie i jest poważnie przestraszona. Zastanawia się czy zostanie tu na zawsze, zaczyna myśleć o swoich bliskich, co doprowadza ją do łez. Na szczęście za chwilę słyszy z głośnika głos kasjerki informujący Zuzię, że jej mama czeka przy ruchomym schodach. Dziewczynka oczywiście wie gdzie one się znajdują. Pędzi szybko do mamy, która cieszy się z odnalezienia córki. 

Książeczkę tę wypożyczyłyśmy z biblioteki. Jeszcze tego samego wieczora czytałam ją Oli na dobranoc. Oczywiście na jednym czytaniu się nie skończyło, musiałam powtarzać, także kolejnego dnia z rana.  Podczas spaceru udałyśmy się na zakupy do drogerii. Za każdym razem, gdy chwilowo traciła mnie z oczu, Ola informowała, że powinna iść do kasy zawiadomić ekspedientkę, że zgubiła się mamie. Mam nadzieję, że gdy sytuacja będzie tego naprawdę wymagać, bez wahania podejdzie do kasjerki. 









piątek, 6 czerwca 2014

"Ciemno, prawie noc" Joanna Bator

"Według Ewy listopad był szczeliną w czasie, pęknięciem między jesienią i długą polską zimą, gdy żyło się na krawędzi, w zawieszeniu, i czekało, aż czas zabliźni się, gdy przyjdą grudniowe mrozy. "W listopadzie Wielbłądko, można wyjść po zapałki i nie wrócić, w listopadzie, jak dobrze się przyjrzysz, to zobaczysz, że w każdej kałuży widać schody, które prowadzą pod ziemię. Nocą odpływy w łazienkach powiększają się tak, że bez trudu mieści się w nich dorosły człowiek. A takie siuśmajtki jak ty muszą uważać nawet na szpary w podłodze i mysie dziury.""

Już od dłuższego czasu miałam ochotę przeczytać książkę "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator, więc gdy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce nie wahałam się i od razu po nią sięgnęłam. Jestem ze swojego wyboru zadowolona - zwyciężczyni nagrody Nike niewątpliwie potrafi dostarczyć niezapomnianych wrażeń.

Alicja Tabor przybywa do Wałbrzycha aby napisać artykuł o trójce zaginionych dzieci. Zatrzymuje się w starym rodzinnym domu, nad którym pieczę sprawuje niemal równie stary co sam dom pan Albert. Dziennikarka wędruje po miasteczku odwiedzając rodziny zaginionych dzieci - trafia do patologicznej matki małej Andżeliki, do dobrotliwej babci Patryka oraz do Domu Dziecka, w którym wychowywała się Kalinka. Po zebraniu informacji niezbędnych do reportażu pragnie opuścić miasto lecz ostatecznie zmienia zdanie i postanawia zająć się mroczną sprawą zaginionych dzieci. Może liczyć na pomoc transseksualnej bibliotekarki Celestyny, tajemniczego Marcina, którego spotyka nocą w przydomowym sadzie, internetowego Dawida wiedzącego więcej niż się wydaje oraz wszędobylskich kociar. 
Alicja staje się również obserwatorem religijnych zamieszek na ulicach Wałbrzycha - część mieszkańców oddaje cześć samozwańczemu prorokowi Jerzemu Łabędziowi wywyższającemu "męczeńską" śmierć swojego poprzednika Jana Kołka i nawołującego do wzniesienia pomnika Matki Boskiej Bolesnej. W zlotach tych autorka ukazuje zakłamaną bogobojność, wzajemną niechęć bliźnich, zacofanie i uleganie "fałszywym prorokom".

Równolegle z teraźniejszą historią o zaginionych kilkulatkach Bator snuje niezwykłą opowieść o przeszłości rodziny Alicji. Poznajemy jej siostrę Ewę, która jest jak zwiewna i tajemnicza dama z pobliskiego Zamku Książ. To romantyczna, gadatliwa duszyczka o bujnej wyobraźni, a okrucieństwo którego doznała jeszcze bardziej świadczy o jej kruchości. 

Obie historie, miniona oraz obecna, przenikają się i uzupełniają, osaczając czytelnika jak gęsta mgła, w której czai się zło w czystej postaci. Bowiem demony, które obudziła Joanna Bator są jednymi z najgroźniejszych i najokrutniejszych - to demony chorych ludzkich umysłów, których ofiarami padają najsłabsi i najbardziej niewinni. 



poniedziałek, 2 czerwca 2014

"Praca na całe życie. O początkach macierzyństwa"

"To nie jest historia macierzyństwa ani jego studium. Nie jest to też - wyjaśniam na wypadek, gdyby ktoś doczytał aż do tego miejsca i jeszcze żywił taką nadzieję - poradnik, jak być matką. Opisałam po prostu, co myślę o doświadczeniu macierzyństwa, wybierając taki sposób, w którym, mam nadzieję, czytelnicy odnajdą własne odczucia."


Czy macierzyństwo w pierwszych miesiącach życia dziecka może dać matkom w kość? Czy to normalne, że odczuwamy tęsknotę za utraconą wolnością, którą jeszcze nie tak niedawno się cieszyłyśmy? Czy mamy prawo mieć dość płaczącego, wiecznie głodnego niemowlaka? Czy karmienie piersią może w nas wywoływać głębokie frustracje, czy może nam się ono nie podobać i czy mamy prawo szukać ulgi poprzez podanie butelki z mlekiem modyfikowanym? 

Rachel Cusk, opisując początki swojego macierzyństwa, pokazuje, że matka ma do tego prawo. Książka wywołała liczne kontrowersje na Zachodzie, postulowano nawet o odebranie autorce dzieci. Można było się zatem spodziewać historii wyrodnej matki niekochającej własnych pociech. Ale jest inaczej. Cusk na własnej skórze przekonała się, że negatywne odczucia kobiet w ciąży oraz młodych matek są tematem tabu, spycha się je w najciemniejsze zakamarki umysłu jakby nie miały w ogóle prawa istnieć. Gdy wokół panuje kult obrazu szczęśliwej młodej mamy, umalowanej, będącej zawsze w pełnej gotowości by podać swojemu dziecku pierś, Rachel Cusk pokazuje jak się naprawdę sprawy mają. Zaczyna już od okresu ciąży, podczas którego wizja porodu nie daje jej spokoju a żadne poradniki ani rozmowy z położnymi nie przynoszą wystarczających odpowiedzi. 
Kiedy jej córka przychodzi na świat, autorka próbuje zdefiniować siebie na nowo. Snuje również głębokie rozważania o ograniczonej wolności, z którą przyszło jej się teraz zmierzyć. Każdy z nas ma własną granicę niezależności, której nie chce przekroczyć. Rachel Cusk bardzo ceni sobie swobodę i pojawienie się dziecka staje się przeszkodą nie do pokonania. Próbując łączyć macierzyństwo i życie towarzyskie przekonuje się, że bezpowrotnie utraciła swoją wolność. 
Karmienie piersią także nie należy do przyjemności. Dziecko ciągle chce jeść, odstawione od piersi płacze, mijające tygodnie nie przynoszą poprawy. "Wiem, że ta dziwna funkcja cielesna, jaką jest karmienie piersią, podobno powoduje harmonię ciała i umysłu, nieporównywalną z żadnym innym ludzkim doświadczeniem. Wiem, że inne kobiety czerpią z tego zadowolenie i poczucie spełnienia. Dlaczego ze mną jest inaczej?" Doskonale wiem co czuje autorka bo sama przeżywałam podobne dylematy. Tak jak Cusk, ratowałam się mlekiem modyfikowanym, co okazało się istnym wybawieniem.

Nawał negatywnych emocji, które pojawiły się w życiu Rachel Cusk mógłby sugerować, iż nie ma tu miejsca na miłość. Lecz ona jest, autorka po prostu skupia się na "ciemnej stronie" macierzyństwa. Nad miotającymi nią uczuciami i na tym co z pewnością, w większym lub mniejszym stopniu, czuje każda matka. Dobrze, że taka książka powstała i że ukazała się także na polskim rynku wydawniczym, bowiem ukazuje ludzki, odidealizowany obraz młodej mamy. To pozycja, którą powinnyśmy otrzymywać w szpitalnej wyprawce lub na szkole rodzenia. A jeśli w historii autorki nie odnajdziemy nawet cząstki siebie, to może chociaż łagodniej będziemy patrzeć na inne "nieidealne" matki.


Dziękuję Wydawnictwu Czarne za egzemplarz recenzencki.
Książkę można kupić tutaj: http://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/praca-na-cale-zycie


niedziela, 25 maja 2014

"Kochanek Śmierci" Boris Akunin

"Nagle drzwi się otworzyły i na ganek z impetem wypadł Erast Pietrowicz, jakby ktoś mocno pchnął go w plecy. Krawat zjechał mu na bok, guziki koszuli były rozpięte, a twarz zasługiwała na odrębny opis, jako że podobnej miny u opanowanego, zimnokrwistego Nemelessa Sieńka nigdy dotąd nie widział i nawet nie przypuszczał, że jest możliwa."

Zatęskniłam za książkami Borisa Akunina oraz przygodami Fandorina, więc podczas ostatniej wizyty w bibliotece zaopatrzyłam się w "Kochanka Śmierci"
Tytułowa Śmierć jest atrakcyjną kobietą, która przynosi nieszczęście swoim mężczyznom, którzy giną w tragicznych okolicznościach. Staje się ona utrzymanką Księcia, moskiewskiego zbira, lecz wpada również w oko chłopcu ulicy, Sieńce Skorikowi. Chcąc się do niej zbliżyć, wstępuje do gangu Księcia. Jednak podczas napadu zakończonego okrutnym morderstwem, Sieńka ucieka z miejsca zdarzenia i poprzysięga sobie nigdy więcej nie wstępować do łotrowskiej szajki. Niczym nagroda za jego "nawrócenie", los odmienia się dla Skorika - dowiaduje się o ukrytym skarbie i postanawia go odszukać. Jak się okazuje - nie on jeden. Okolicą wstrząsają kolejne makabryczne morderstwa mające prawdopodobnie związek z owym skarbem. Złowrogiej atmosferze na moskiewskich ulicach nieoficjalnie przygląda się Erast Pietrowicz wraz ze swoim japońskim pomocnikiem Masą. Na ich drodze staje Sieńka kradnąc nefrytowy różaniec detektywa. Lecz wkrótce ich drogi splatają się ponownie, a Skorikowi przyjdzie wystąpić w roli młodego Żyda i mamzelki. 

W "Kochanku Śmierci" ukazane jest kolejne oblicze Erasta Pietrowicza zwanego tutaj Nameless. Powraca on do Moskwy po dłuższej nieobecności i nie pracuje już dla władz państwowych. Przebywa tu jako inżynier, a ujawnienie jego pobytu może okazać się dla niego niekorzystne.
Początkowo jego postać w ogóle się nie pojawia, by potem ukazać się tylko na chwilę i następnie wkroczyć, można by rzec, w sytuacji kryzysowej. Główną rolę odgrywa tu Sieńka, wokół którego wszystko się kręci. "Kochanek Śmierci" wzmógł mój apetyt na przygody rosyjskiego mistrza dedukcji i z pewnością wkrótce sięgnę po kolejne dzieła Akunina. 



piątek, 16 maja 2014

"Sąd Ostateczny" Anna Klejzerowicz



"Nikomu nie wolno zaglądać w głąb jego duszy, która już od stuleci błąka się po tym marnym, grzesznym świecie i nie zazna spokoju, póki nie wypełni swego posłannictwa. Poczuł gniew, jak zwykle, gdy pojawiał się w tym mieście. Miejscu naznaczonym, obcym i wrogim, choć nierozerwalnie z nim związanym. Jednak, gdy wysiadł z samolotu, był już tylko normalnym pasażerem - przeciętnym, zwyczajnym, kulturalnym, a nawet sympatycznym człowiekiem."

Zapowiedź "Sądu Ostatecznego" Anny Klejzerowicz  zaintrygowała mnie więc z wielką przyjemnością przystąpiłam do lektury. Połykając stronę za stroną coraz bardziej zagłębiałam się w gdańskie uliczki, które skrywają nie tylko tajemniczego mordercę ale także sekrety przeszłości.

Emil Żądło jest byłym policjantem, który po rezygnacji ze służby zasłynął jako poczytny dziennikarz. Obecnie jednak, mimo znanego nazwiska nie może znaleźć pracy. Sytuacja ulega zmianie gdy podczas spotkania w gdańskim pubie współpracę oferuje mu narzeczony dawnej sąsiadki. Emil przekazuje mu swój tekst. Młody redaktor ma się z nim skontaktować kolejnego dnia, jednak telefon milczy jak zaklęty. Okazuje się, że Damian i Dorota zostali brutalnie zamordowani, a ich poparzone ciała ułożone w nienaturalnych pozycjach znaleziono w lesie oliwskim. 
To już druga tak brutalna zbrodnia. Policja wraz z nieoficjalnie zaangażowanym Żądłem poszukuje mordercy. Emil odnosi wrażenie, że pozycje, w które ułożono zwłoki gdzieś już widział. Gdy przypadkiem widzi obraz Hansa Memlinga "Sąd Ostateczny" uświadamia sobie skąd morderca czerpie inspiracje. Rozpoczyna się wyścig z czasem, w którym to zbrodniarz prowadzi - uśmierca kolejne ofiary nazywane przez niego grzesznikami, umiejętnie zaciera ślady, bawi się z policją w kotka i myszkę. Wkracza też na prywatne terytorium Emila atakując jego kochankę, włamując się do jego mieszkania, a także nachodząc jego syna. Żądło już nie tylko pragnie rozwikłać tajemnicę morderstw, ale również chce chronić swoich najbliższych, a może to zrobić tylko w jeden sposób - odnaleźć szaleńca i oddać go w ręce policji. 

Anna Klejzerowicz połączyła lekki i prosty styl kryminału z nietuzinkowymi, pomysłowymi i jakże makabrycznymi zbrodniami, co sprawiło, że od "Sądu Ostatecznego" ciężko się oderwać. I mimo iż czasami łatwo się domyśleć jak potoczą się dalsze losy bohaterów, nie odbiera to przyjemności czytania. Jednocześnie czytelnicza wyobraźnia zostaje pobudzona, gdy przed oczami stają gdańskie ulice, które pokonywałam w niejedne wakacje, Teraz tę samą drogę przemierza Emil Żądło w poszukiwaniu wyrafinowanego mordercy. 

Dziękuję Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzencki.
Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=507


wtorek, 13 maja 2014

"Róża z Wolskich" Małgorzata Gutowska-Adamczyk

"Róża z Wolskich" wywołała u mnie mieszane uczucia. Oczekiwałam czegoś porywającego i bogatego w wydarzenia jak "Cukiernia pod Amorem", a otrzymałam, co prawda interesującą, lecz trochę monotonną historię polskiej malarki. Książka ta nawiązuje w niewielkim stopniu do swoich poprzedniczek - pojawia się tu Iga Toroszyn (w "Cukierni" pod panieńskim nazwiskiem Hryć), młoda dziewczyna zgłębiająca tajemnicę pierścienia znalezionego przez archeologów na gutowskim rynku. Dowiadujemy się co nieco o jej losach ale jej postać stanowi tło dla właściwych wydarzeń. 

Iga prowadzi pensjonat w Zajezierzycach, do których przybywa w sprawach prywatnych historyczka sztuki - Nina. Gdy kobiety się poznają, Iga prosi Ninę aby sprawdziła autentyczność pewnego obrazu, który wisi w hotelowym holu. Autorstwo dzieła przypisywane jest malarce Rose de Vallenord, a przedstawia on Tomasza Zajezierskiego. Gutowska żongluje czasem, przenosząc nas raz do dziewiętnastowiecznego Paryża, a za chwilę ponownie w czasy współczesne. 
Podczas tych podróży w czasie poznajemy kilkuletnią Różę - niemowę, która wraz z matką Krystyną Wolską przybywa do Francji w celu leczenia córki. Zatrzymują się u wuja Izydora, który chętnie je gości. Jednak jego nagła śmierć powoduje, że obie zostają bez grosza przy duszy. Pani Wolska zmuszona jest schować dumę oraz honor do kieszeni i zaczyna szukać pracy. Znajduje ją także Róża, która pozuje malarzom. Poznaje wśród nich księcia de Vallenord, w którym zakochuje się mimo swojego młodego wieku. 
Druga połowa XIX wieku to nie tylko czas wspaniałej wystawy światowej ale także licznych konfliktów wewnątrz kraju, w wyniki których książę zostaje zesłany na dziesięć lat kolonii karnej w Nowej Kaledonii. Lata mijają, Róża dorasta, staje się młodą kobietą, odkrywa w sobie powołanie do malarstwa i przyjmuje nazwisko Rose de Volska. Wkrótce Roger de Vallenord powraca z zesłania i spotyka Polkę, która staje się jego metresą. Mimo iż spełniło się marzenie Róży, po pewnym czasie przestaje być szczęśliwa...

Podczas lektury tej książki czytelnik odkrywa podobieństwo między malarką a historyczką sztuki - obie odczuwają wyrzuty sumienia kiedy próbują się usamodzielnić i uniezależnić od zaborczych, krytycznych, niedoceniających ich matek, które próbowały wychować je na swój własny sposób, zapominając o pragnieniach, uczuciach i potrzebach córek. Krystyna obwinia córkę za wszystkie niepowodzenia życiowe - utratę mowy, wyjazd z ukochanej Polski, ubóstwo, które dotknęło je we Francji. 
Irena, mimo iż jej córka przekroczyła trzydziestkę, nadal stara się ją kontrolować, pouczać, nie chce przeciąć łączącej je dość mocno pępowiny. Nina zdaje sobie z tego sprawę, jednak nie ma siły przeciwstawić się matce i tkwi w toksycznej relacji, do czasu kiedy na jej drodze pojawia się atrakcyjny, bogaty i inteligentny Miłosz. Lecz jej szczęście nie trwa długo - podobnie jak i Rose, zostaje porzucona przez ukochanego. 

"Róża z Wolskich" jest całkiem intrygującą pozycją, lecz nie da się jej czytać w oderwaniu od "Cukierni pod Amorem". Akcja nie toczy się tak dynamicznie, historia tytułowej bohaterki wydaje się być nieco banalna w porównaniu do często zaskakujących zwrotów akcji w życiu bohaterów "Cukierni". Książka mnie nie nudziła, czytało się ją dobrze i szybko, czuję się jednak nie do końca usatysfakcjonowana, a wręcz trochę rozczarowana. Nie otrzymałam bowiem "tego czegoś" co serwowały jej poprzedniczki. 


piątek, 9 maja 2014

"Gdy przy słowie jest przysłowie" Agnieszka Frączek

Przysłowia pozwalają nam w telegraficznym skrócie opisać pewne życiowe prawdy. I chociaż nam dorosłym wydają się one oczywiste, to dla naszych pociech często jest to czarna magia. Co ma sobie pomyśleć kilkulatek słysząc z ust dorosłych następujące słowa: "Uderz w stół a nożyce się odezwą", "Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one" czy "Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby". Nie ma się co dziwić jeśli później dziecko wali rękoma w stół oczekując, że nożyce do niego przemówią albo wlatuje w stado ptaków i zaczyna krakać. Agnieszka Frączek tłumaczy maluchom o co w tym wszystkim chodzi. Każde przysłowie opisuje rymowana historyjka, a potem w przystępny sposób autorka wyjaśnia znaczenie powiedzenia. 
Przykładowo, wiersz "Szeleczka" mówi o słoniu, który udaje się do krawca w celu nabycia marynarki ("Tak krawiec kraje, jak [mu] materii staje"), "Lody całkowicie lodowate" opowiadają o zabandażowanej damie dmuchającej na zimne lody ("Kto się na gorącym sparzył, ten na zimne dmucha"), a "Tlanspolt" jest historią o leniwym w dzieciństwie chłopcu, który nie chciał nauczyć się mówić "ry" i jako dorosły mężczyzna ciągle mówi "ly" ("Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał").

Książeczka zawiera także pouczającą lekcję (dla starszych dzieci a także dorosłych) odróżniania przysłów od frazeologizmów. Jeśli zastanawiamy się do czego zakwalifikować "Mieć węża w kieszeni" to tu znajdziemy odpowiedź. Niezachęcająco brzmiące słowo "frazeologizmy" zostaje tu okiełznane i od tej pory można patrzeć na nie łagodnym okiem.






wtorek, 6 maja 2014

"Mroczne klejnoty" Chelsea Quinn Yarbro

" - Chcę cię namówić, żebyś pozwoliła mi siebie kochać. Odsunęła się jak najdalej od niego; nikłe światło powiększyło teraz jej oczy. - Kochać mnie? Patrzył na nią spokojnym, natarczywym wzrokiem. - Tak. Czy chcesz mi zaufać? Choć odrobinę? Nie zrobię niczego, co ci się nie spodoba. Nie mam po temu żadnych powodów i nic w ten sposób nie zyskam. - Wyciągnął ku niej rękę, mocząc mankiet koszuli; jego ciemne oczy patrzyły tak łagodnie, że nie mogła oderwać od nich wzroku. - Pozwolisz? Nie zaboli cię i nie przyniesie wstydu. Jeżeli cokolwiek z tego, co zrobię, ci się nie spodoba, powiesz mi, a natychmiast przestanę."

"Mroczne klejnoty" to czwarta część przygód hrabiego Saint-Germain. O pierwszym i drugim tomie pisałam tutaj: "Hotel Transylvania""Pałac", trzecia część nie wpadła jeszcze w moje ręce. Każdy tom można czytać niezależnie od innych, autorka nie utrzymuje w nich chronologii wydarzeń. W "Hotelu Transylvania" akcja rozgrywa się w XVIII-wiecznej Francji, w "Pałacu" w XV-wiecznej Florencji, natomiast w czwartym tomie Ference Rakoczy trafia na dwór Iwana Groźnego władającego Carstwem Rosyjskim w XVI wieku. Przybywa on tam z polecenia polskiego króla Stefana Batorego. W podróż wyruszył wraz z poselstwem jezuitów, którym przewodzi nieprzychylny Rakoczemu ojciec Pogner. Po przybyciu na carski dwór hrabia staje się świadkiem szaleństwa Iwana Groźnego, który postradał zmysły po tym jak przypadkowo zabił swojego syna Iwana Iwanowicza. 
Chcąc przypodobać się nieprzewidywalnemu rosyjskiemu  władcy, Rakoczy posługując się swoimi alchemicznymi zdolnościami, wytwarza dla cara klejnoty. W podzięce za jeden z nich Iwan Groźny przeznacza jedną z Rusinek na żonę hrabiego. Ference nie jest zadowolony - posiadanie żony może grozić ujawnieniem jego prawdziwej natury, co mogłoby przynieść mu zagładę. Ksenia Jewgienijewna okazuje się być przestraszoną, doświadczoną przez los kobietą również niezadowoloną z powodu zaaranżowanego małżeństwa. Poznawszy dziewczynę Rakoczy zakochuje się w niej i pragnie dać jej rozkosz oraz szczęście. Jednak Ksenia nie potrafi uwolnić się od demonów przeszłości i hrabia bardzo powoli zdobywa jej zaufanie.
Małżeństwo Rakoczego nie podoba się ojcu Pognerowi, który dopatruje się w tym czynie zdrady polskiego króla. Dodatkowo oskarża Ferenca o szatańskie występki i czarnoksięstwo. Jak się okaże nie jest on jedynym nieprzyjacielem hrabiego Saint-Germain. 

Po śmierci Iwana Groźnego, na tronie zasiada jego niesprawny umysłowo syn Fiodor, który nie jest w stanie sam rządzić Carstwem Rosyjskim. Zgodnie z wolą zmarłego, opiekę nad nim sprawują Borys Fiodorowicz Godunow oraz Nikita Romanowicz Zacharyna. Pierwszy z nich jest przyjacielem Rakoczego i pragnie uchronić młodego cara przed zamachem. Natomiast Zacharyna spiskuje z wpływowym Wasylem Szujskim, który ma ambicje aby zasiąść na tronie. Także jego kuzyn Anastasij chce władzy dla swojej rodziny. Każdy z nich ma własnych szpiegów, którzy nie wahają się gdy trzeba zadać śmiertelne ciosy. Atmosfera w Moskwie jest gęsta od sieci utkanych intryg, które wymierzone są również przeciwko Rakoczemu. Car Fiodor, będący marionetką w rękach Nikity Romanowicza, wydaje nakaz aresztowania hrabiego Saint-Germain. Od tej chwili grozi mu realne niebezpieczeństwo.

"Mroczne klejnoty" plasują się gdzieś pomiędzy "Hotelem Transylvania" a "Pałacem". Pierwszą część nadal uważam za bezkonkurencyjną, a czwarty tom szybciej wciąga i intryguje silniej niż "Pałac". Yarbro jak zawsze zachwyca stylem oddającym ducha epoki, w której występuje jej bohater. Bogactwo szczegółów tła historycznego, chociaż czasem nużące, pozwala wczuć się w atmosferę XVI-wiecznego dworu carskiego. Autorka dostarcza wielu ciekawostek, jak na przykład sytuację ówczesnych rosyjskich kobiet, które miały bardzo ograniczoną swobodę. Przeciwnikiem tych zwyczajów jest Rakoczy, który pozwala swojej żonie samej opuszczać dom, nie przetrzymuje jej w osobnych pomieszczeniach, liczy się z jej zdaniem, a nawet towarzyszy Kseni podczas pobytu w łaźni.



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

"Śmieć" Andy Mulligan


"To może wydawać się idiotyczne: pytać dzieciaka, czy można wejść do jego dziury, ale ta dziura była wszystkim, co Szczur miał, poza tym, co nosił na grzbiecie. Ja nie mógłbym tam mieszkać - wszystko było lepsze. Przede wszystkim  było tam mokro i ciemno. Zresztą bałbym się, że te wszystkie śmieci osuną się i zaleją schody, zamykając mnie w pułapce, jak to się zdarzyło w Smoky Mountain."

Behala to wielkie wysypisko śmieci. Mieszkają na nim niezliczone rodziny biednych ludzi, którzy żyją z tego, co uda im się wygrzebać wśród odpadków. Część zatrzymają dla siebie, inne rzeczy sprzedają. Tutaj nikt nie próżnuje, nawet małe dzieci codziennie odbywają wędrówkę po śmieciowych hałdach w poszukiwaniu czegoś "wartościowego" - papieru, szklanych lub plastykowych butelek. Jednak najczęściej znajdują stupp czyli odchody. 
Podczas codziennych przeszukiwań wysypiska czternastoletni Raphael znajduje coś wyjątkowego i postanawia to zachować. O tajemniczym znalezisku informuje jedynie swojego przyjaciela Garda, a później także śmieciowego odludka - chłopca o przezwisku Szczur. Na wysypisko przybywa policja i oferuje pokaźną sumę pieniędzy dla znalazcy zaginionej saszetki. Raphael nie zamierza oddać jej stróżom prawa i sam wraz z przyjaciółmi postanawia odkryć sekret, który skrywa znalezisko. Sprawa okazuje się być nie tylko fascynująca ale również niebezpieczna - przekonuje się o tym Raphael gdy ledwo żywy wraca z przymusowej wizyty na posterunku policji. Chcąc uciec władzy, która nie bacząc na środki pragnie odzyskać saszetkę, chłopcy muszą opuścić Behala. Rozpoczynają wędrówkę, która zaprowadzi ich aż na cmentarz Naravo.

"Śmieć" to kolejna propozycja Andy Mulligana skierowana do młodzieży, lecz z pewnością docenią ją również starsi czytelnicy. Mimo iż jest prosto napisana i fabuła nie jest zawiła, to i tak dostarcza przyjemności podczas czytania. Wspólnie z chłopcami przedzieramy się przez góry śmieci, łamiemy książkowy kod i wędrujemy po filipińskiej nekropolii. Czytając tę lekturę zastanawiałam się czy takie wysypisko naprawdę istnieje. W podziękowaniach autor zdradza, że wzorował się na miejscu, które widział w Manili. Tam, tak samo jak w książce, dzieci grzebią i będą grzebać w odpadkach. "Śmieć" jest także wskazówką dla młodych ludzi jak powinna wyglądać prawdziwa przyjaźń. Ukazany jest tu obraz szczerej przyjaźni, pełnej oddania i bezinteresowności. Tylko dzięki niej chłopcy gotowi są stawić czoła grożącemu im niebezpieczeństwu. 



Dziękuję Wydawnictwu Replika za egzemplarz recenzencki. 

Książkę można kupić tutaj: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=510

środa, 23 kwietnia 2014

"Tuwim. Wiersze dla dzieci"

Znane wiersze w nietypowej odsłonie - siedem ilustratorek zaproponowało własną graficzną interpretację twórczości Tuwima. W efekcie otrzymaliśmy dziecięcą poezję widzianą oczyma dorosłych kobiet, co jednak nie każdemu młodemu czytelnikowi przypadnie do gustu. Książka zawiera dwadzieścia siedem wierszy i każdy utrzymany jest w innej niebanalnej oprawie. Ilustracje współgrają z tekstem tworząc spójną całość. Przemawia do mnie ich nietuzinkowość, karykaturalność, surowość stylu przy jednoczesnym zastosowaniu urozmaiconych technik graficznych. Natomiast córka cierpi z powodu braku "bodźców dziecięcych", których w większości książka ta jest pozbawiona. Z pewnością jest nie lada gratką dla dorosłych czytelników będących miłośnikami Tuwima bądź lubujących się w oryginalnej grafice. 

Jest to niezwykle atrakcyjna propozycja, która przypomina o wierszach z przeszłości. W czasach kiedy chętnie sięgamy po nowości wydawnicze, często zapominamy o tym co stare i dobre. Pewnie wielu rodziców zniechęconych jest do dawnych wydań polskiej poezji, ubogich w oprawę graficzną lub całkowicie jej pozbawionych, które "wałkowali" przez lata. Nie intryguje ich ona, nie stanowi pociągającej alternatywy dla obecnych kolorowych pozycji z literatury dziecięcej. Ilustratorki "odświeżyły" Tuwima, nadając jego twórczości ducha współczesności. Być może książka pod względem graficznym nie porwie małych czytelników, ale z pewnością zaintryguje dorosłych, którzy z przyjemnością przypomną pociechom wiersze z własnego dzieciństwa.