expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 13 maja 2014

"Róża z Wolskich" Małgorzata Gutowska-Adamczyk

"Róża z Wolskich" wywołała u mnie mieszane uczucia. Oczekiwałam czegoś porywającego i bogatego w wydarzenia jak "Cukiernia pod Amorem", a otrzymałam, co prawda interesującą, lecz trochę monotonną historię polskiej malarki. Książka ta nawiązuje w niewielkim stopniu do swoich poprzedniczek - pojawia się tu Iga Toroszyn (w "Cukierni" pod panieńskim nazwiskiem Hryć), młoda dziewczyna zgłębiająca tajemnicę pierścienia znalezionego przez archeologów na gutowskim rynku. Dowiadujemy się co nieco o jej losach ale jej postać stanowi tło dla właściwych wydarzeń. 

Iga prowadzi pensjonat w Zajezierzycach, do których przybywa w sprawach prywatnych historyczka sztuki - Nina. Gdy kobiety się poznają, Iga prosi Ninę aby sprawdziła autentyczność pewnego obrazu, który wisi w hotelowym holu. Autorstwo dzieła przypisywane jest malarce Rose de Vallenord, a przedstawia on Tomasza Zajezierskiego. Gutowska żongluje czasem, przenosząc nas raz do dziewiętnastowiecznego Paryża, a za chwilę ponownie w czasy współczesne. 
Podczas tych podróży w czasie poznajemy kilkuletnią Różę - niemowę, która wraz z matką Krystyną Wolską przybywa do Francji w celu leczenia córki. Zatrzymują się u wuja Izydora, który chętnie je gości. Jednak jego nagła śmierć powoduje, że obie zostają bez grosza przy duszy. Pani Wolska zmuszona jest schować dumę oraz honor do kieszeni i zaczyna szukać pracy. Znajduje ją także Róża, która pozuje malarzom. Poznaje wśród nich księcia de Vallenord, w którym zakochuje się mimo swojego młodego wieku. 
Druga połowa XIX wieku to nie tylko czas wspaniałej wystawy światowej ale także licznych konfliktów wewnątrz kraju, w wyniki których książę zostaje zesłany na dziesięć lat kolonii karnej w Nowej Kaledonii. Lata mijają, Róża dorasta, staje się młodą kobietą, odkrywa w sobie powołanie do malarstwa i przyjmuje nazwisko Rose de Volska. Wkrótce Roger de Vallenord powraca z zesłania i spotyka Polkę, która staje się jego metresą. Mimo iż spełniło się marzenie Róży, po pewnym czasie przestaje być szczęśliwa...

Podczas lektury tej książki czytelnik odkrywa podobieństwo między malarką a historyczką sztuki - obie odczuwają wyrzuty sumienia kiedy próbują się usamodzielnić i uniezależnić od zaborczych, krytycznych, niedoceniających ich matek, które próbowały wychować je na swój własny sposób, zapominając o pragnieniach, uczuciach i potrzebach córek. Krystyna obwinia córkę za wszystkie niepowodzenia życiowe - utratę mowy, wyjazd z ukochanej Polski, ubóstwo, które dotknęło je we Francji. 
Irena, mimo iż jej córka przekroczyła trzydziestkę, nadal stara się ją kontrolować, pouczać, nie chce przeciąć łączącej je dość mocno pępowiny. Nina zdaje sobie z tego sprawę, jednak nie ma siły przeciwstawić się matce i tkwi w toksycznej relacji, do czasu kiedy na jej drodze pojawia się atrakcyjny, bogaty i inteligentny Miłosz. Lecz jej szczęście nie trwa długo - podobnie jak i Rose, zostaje porzucona przez ukochanego. 

"Róża z Wolskich" jest całkiem intrygującą pozycją, lecz nie da się jej czytać w oderwaniu od "Cukierni pod Amorem". Akcja nie toczy się tak dynamicznie, historia tytułowej bohaterki wydaje się być nieco banalna w porównaniu do często zaskakujących zwrotów akcji w życiu bohaterów "Cukierni". Książka mnie nie nudziła, czytało się ją dobrze i szybko, czuję się jednak nie do końca usatysfakcjonowana, a wręcz trochę rozczarowana. Nie otrzymałam bowiem "tego czegoś" co serwowały jej poprzedniczki. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz