expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

niedziela, 2 lutego 2014

Czy matka to nadal kobieta? - rozważania w kontekście książek.

Odpowiedź na tytułowe pytanie wydaje się oczywista - przecież kobieta stając się matką nie zmienia płci, a bycie rodzicielką jeszcze bardziej ją w tej "kobiecości" utwierdza. Lecz gdy przyjrzeć się temu bliżej, okazuje się, że owszem, mama nadal wygląda jak samica, ale traktuje się ją jako trzecią płeć zwaną "matką". Można to zaobserwować na różnych płaszczyznach, ja chciałabym poruszyć ten temat w kontekście książkowym. 
Każda z nas, zanim zaszła w ciążę, była kobietą, która albo lubiła książki albo ich nie lubiła. Miałyśmy swoje upodobania literackie - pikantne romanse, horrory w stylu Stephena Kinga, powieści przygodowe lub obyczajowe, szekspirowskie dramaty, fantasy itp. I tu nagle okazuje się, że poród i wychowywanie dzieci jakoś diametralnie odmienia nasze zamiłowania i otaczający nas świat przestaje widzieć w nas kobiety - miłośniczki thrillerów i romantycznych uniesień, a zaczyna nas postrzegać przez pryzmat dzieci i rodziny. Wiadomą rzeczą jest, że nasze dotychczasowe życie zmieniło się, nie mamy czasu lub możliwości robić tego co robiłyśmy wcześniej, część starych przyzwyczajeń porzuciłyśmy, znalazłyśmy nowe pasje. Lecz ja, tak samo jak kiedyś, nadal lubię długie, gorące prysznice, buty na wysokich obcasach (chociaż rzadko mam okazję założyć), lody cytrynowe, cieszy mnie pływanie w morzu, wizyta u fryzjera i sadzenie kwiatów na balkonie. I nadal lubię romansidła z krwiożerczą nutą, opowiadania grozy i detektywistyczne powieści. Nic się nie zmieniło. 
A tu nagle: bam! Co chwila spotykam się ze stwierdzeniem, że matki w takich rzeczach nie gustują, że lubią raczej coś lżejszego, przyjemniejszego, rodzinnego. Idę do biblioteki z towarzyszącą mi dwójką pociech i gdy proszę o "coś w stylu Zafona", to pani proponuje mi książkę o problemach małżeńskich. Idę w innym czasie do innej biblioteki i tym razem proponują mi książkę o chorym dziecku. Przeglądając portale internetowe i czasopisma można dostać mętliku w głowie od poradników traktujących na temat tego, jak sobie radzić z jedynakiem, bliźniakami, trojaczkami, n-kami, jak być eko-rodzicem, jak być (nie)idelaną mamą, jak jeść, co jeść i czego nie jeść, jak karmić, czym karmić i czym, broń boże, nie karmić, jak zrozumieć noworodka, niemowlaka, roczniak, dwulatka, czterolatka, nastolatka itd. itp. 
Przez to wszystko my, matki-kobiety, jesteśmy postrzegane jako te, które interesują się tylko "kupkami i zupkami". A przecież każda z nas ma swoje upodobania literackie, z którymi się nie rozstała przy porodzie, dziecko nie wyssało ich wraz z mlekiem i nie wyparowały one w żaden inny, mniej lub bardziej tajemniczy sposób. To, że jestem matką i zajmuję się dziećmi wcale nie oznacza, że moje zainteresowania krążą tylko po orbicie zwanej "rodzina". Lubię książki zarówno Nurowskiej, Gutowskiej-Adamczyk, Murakamiego jak i te mniej "matczyne", jak Poego, Lovecrafta, Kinga, Gaimana, Doyle'a, Akunina. Mam dzieci i nie jest to przeszkodą w czytaniu o burzliwym i namiętnym romansie "Mężczyzny, który tańczył tango", upadłym życiu duchownego z "Diablich eliksirów", potworach czyhających w "Oceanie na końcu drogi" czy prostytutce prowadzącej śledztwo w "Upiornym zegarze". Z pewnością, nie ja jedna sięgam po "nieortodoksyjną" literaturę - wiem to doskonale dzięki kontaktom z innymi mamami. 

1 komentarz:

  1. Nie spotkałam się z takim zjawiskiem, że jestem klasyfikowana literacko, ale może dlatego, że w bibliotekach w moim mieście mnie znają, poza tym zazwyczaj idę po konkretne tytuły. A uwielbiam fantasy i sci-fi - tak jak przed pierwszą ciążą, tak samo po trzeciej :-)
    Jednak nie da się ukryć, że - oprócz ulubionych gatunków literackich - doszła nowa pasja. Namiętnie się dokształcam i rozczytuję w książkach i poradnikach dla rodziców.
    Ponadto czytam mnóstwo literatury dziecięcej i młodzieżowej - ja czytam, a dzieci słuchają ;-)

    OdpowiedzUsuń