"No więc, jeśli chodzi o mnie, to myślę, że tak naprawdę krajobraz, który malujemy, tkwi w nas. W sercu albo w duszy, mniejsza o słowa. Jedyna rzecz, jakiej potrzebujemy, aby móc się wypowiedzieć, to przestrzeń. Kiedy przestrzeń jest pusta, wówczas ją zapełniamy, to wszystko. Naszym najistotniejszym powołaniem jest zawłaszczenie przestrzeni!"
"Pamiętnik starego pierdoły" - już sam tytuł wskazuje, iż nie można zostać obojętnym wobec tej książki. Czym jest zatem ów pamiętnik? To wspomnienia człowieka w podeszłym wieku, który raczy nas zabawną opowieścią o swoim życiu. Dowcipne historie okraszone są megalomanią, fakty są przerysowane, bohater swoim słowom i czynom przypisuje o wiele większe znaczenie niż mogło mieć ono w rzeczywistości. Czytając tę lekturę można poczuć się jak na popołudniowej herbatce u starszego wujka, który serwuje nam niesamowite historie swojego życia. I mimo że wiemy, iż trzeba przymknąć oko na słowa wuja, to nie możemy oderwać się od fascynujących opowieści. Bo trzeba przyznać, że "stary pierdoła" opowiadać potrafi.
Już w pierwszych latach swojej egzystencji dał się poznać jako dziecko z wyjątkowym talentem plastycznym - w końcu nie każdy maluch tworzy obrazy w puree ziemniaczanym czy na matczynych sukniach. Chociaż wywodził się z bogatej rodziny, nie dane mu było długo cieszyć się latami dobrobytu. Doznał głodu i ubóstwa, lecz w późniejszych latach los się do niego uśmiechnął. Niezależnie od stanu majątku na swojej drodze spotykał wielkich tego świata, a swoimi słowami i czynami wywarł ogromny wpływ na losy sztuki - chociaż nikt go potem, prócz jego samego, jako prekursora nie wspomina.
Do aktów pozowała mu Róża Luksemburg, Matisse podarował mu własne sztalugi, Einsteina ograł w pokera, a u Gertrudy Stein poznał Picassa, który później ukradł mu pomysł na obraz.
Poślubił Maud Rothschild, lecz związek ten okazał się dla niej niezbyt szczęśliwy skoro skończyła na terapii u doktora Freuda. Nie ma się co dziwić - kochanka jej męża, Isadora Duncan, w celu załagodzenia atmosfery, wykonała całkiem naga taniec na lokomotywie.
Był "ulubionym rozmówcą" prezydenta Wilsona, a z elektrykiem Edisonem często pijał herbatkę. Lenin wydał specjalny bankiet na jego cześć, a rosyjski ochroniarz opowiedział zabawną anegdotę o Stalinie, która wywołała mój szczery śmiech.
Wymyślił surrealizm, punktylizm, kubizm i... posuwizm. Radził Mahatmie Ghandiemu jak ma naprawić problematyczne stosunki z teściową, w burdelu spotykał się z Fitzgeraldem, Faulknerem i Chandlerem. Niestety nie dane mu było poznać Edgara Allan Poe, ale za to namalował portret Kaczora Donalda.
Topor, znany ze swojej absurdalno-humorystycznej twórczości, daje jej niezapomniany popis w "Pamiętniku starego pierdoły". Lecz pod płaszczykiem tej "jajcarskości" przemyca też swoją interpretację świata - "[...] inteligencja dla talentu jest jak biała laska dla niewidomego. Bez niej talent zawsze w końcu poleci na pysk."; stawia pytania - "Kto kształtuje ludzki los? Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?"; pobudza do myślenia - "Jesteśmy jak odcinki prostej, styczność między nami występuje tylko w jednym punkcie.".
Niezależnie od tego czy poszukujemy książki relaksującej i dowcipnej czy metaforycznego zgłębienia ludzkiej natury, "Pamiętnik ..." jest doskonałym wyborem.
Dziękuję Wydawnictwu Replika za przesłanie egzemplarza do recenzji.
Książkę można zakupić na stronie Wydawnictwa: http://www.replika.eu/index.php?k=ksi&id=394
Nietuzinkowy człowiek i autor nietuzinkowej prozy. Dziękuję za recenzję.
OdpowiedzUsuń