expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

piątek, 20 czerwca 2014

"Klątwa siedmiu kościołów" Milos Urban

"Był wczesny wieczór, koniec listopada. Ktoś stał przy białej bramie kościoła. Za krzakiem głogu ciemny stwór o dwóch głowach kołysał się w regularnym rytmie pokątnej rozkoszy. Schowałem się za najbliższym drzewem i policzyłem do dziesięciu. Dopiero potem ukląkłem na jedno kolano jak przed ołtarzem i wyjrzałem zza pnia. Mężczyzna i kobieta przywierali do siebie, ciało do ciała. Wyglądało to jak konwulsje smoka."

Mimo iż przebywam na wypoczynku nad pięknym polskim morzem, dzielę się recenzją ostatnio przeczytanej książki. Skusił mnie jej intrygujący tytuł oraz pochodzenie autora - Milos Urban jest Czechem i został nazwany "czarnym rycerzem czeskiej literatury". 

Kim jest główny bohater? Początkowo nie dane jest nam poznać jego imienia ponieważ bohater będący zwolnionym ze służby policjantem od lat dziecięcych wstydzi się tego jak ma na imię. Posługuje się inicjałem K. i będę się tego oznaczenia trzymać w niniejszej recenzji - nie chcę bowiem odbierać przyjemności jaką przynosi oczekiwanie na ujawnienie pełnego imienia bohatera.  
Podczas jednego z porannych spacerów K., który od lat dziecięcych nie potrafi odnaleźć się w otaczającym go świecie i chętnie powróciłby do minionych wieków, niepokoją bijące dzwony w jednym z nieczynnych kościołów w Pradze. Po przybyciu na miejsce jego oczom ukazuje się widok mężczyzny przywieszonego do dzwonu, którego bezwładne ciało uderza o ściany wieży wraz z jego rozkołysanymi ruchami. 
Sprawą zajmuje się policja, a K. na specjalne życzenie tajemniczego Gmunda posiadającego rycerski tytuł, zostaje przywrócony do służby by zostać jego indywidualnym przewodnikiem po niedostępnych częściach praskich kościołów. Gmund pragnie odrestaurować część zabytków a K. jest mu potrzebny ze względu na swoje nietypowe zdolności. Okazuje się, że były policjant jest nie tylko miłośnikiem średniowiecza ale podczas nagłej utraty przytomności "przenosi" się w przeszłość i widzi rozgrywające się w niej sceny. 
Tymczasem w mieście mają miejsce kolejne okrutne zbrodnie, a policja nadal nie natrafiła na trop, w przeciwieństwie do K. Ten  jednak staje przed dylematem - oddać mordercę w ręce władz czy podążyć za rysującą się przed nim perspektywą szczęśliwego życia. 

Fabuła jest intrygująca, jednak autor powolnie rozwija ją przez całą książkę dodając wiele dygresji, przez co wydaje się ona nieco nudnawa. Urban "urozmaica" przygody K. wieloma historycznymi i architektonicznymi szczegółami, z których zagorzali miłośnicy praskich kościołów z pewnością będą zadowoleni. W drugiej części książki akcja nieco bardziej się rozkręca i wydarzenia coraz bardziej wciągają, dzięki czemu od książki trudniej się oderwać, szczególnie gdy główny bohater jest już bliski rozwiązania zagadki. W przeciwieństwie do K. czytelnik dość szybko odkrywa tożsamość mordercy, która wydaje się być wręcz oczywista. Zabieg ten (umyślny czy też nie) nie jest jednak tak irytujący jak mogłoby się wydawać. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz