expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 18 września 2014

"Spisek wenecki" Jon Trace



"W jej ramionach Teukros rozluźnia się i uspokaja. Wtula się w nią, ale nie potrafi powiedzieć jej wszystkiego. Po prostu nie potrafi. Kochankami, których ujrzał, byli on sam i Tecja. I oboje byli martwi. Dziecko u ich stóp wyszło z łona Tecji i nie było już żadnych wątpliwości, kim był jego ojciec. Dziecko było nasieniem bestii. Zesłanym na ziemię, by przygotować świat na dzień, w którym jego ojciec objawi się i weźmie w posiadanie to, co do niego należy."

Czasami czytamy lub oglądamy thrillery, które nie są dziełami wysokich lotów, lecz chętnie im ulegamy ponieważ lubimy tego typu tematykę i na wykonanie przymykamy oko. Właśnie tak odbieram "Spisek wenecki", książkę, której fabuła nie należy do oryginalnych, a styl jest przesiąknięty prostotą. Jednakże jeżeli jesteśmy miłośnikami "satanistycznej" literatury z wątkiem śledczym, to książka Jona Trace'a powinna nas zadowolić. 

Pozostawiając za sobą w Los Angeles dwa trupy, Tom Shaman porzuca stan duchownego i wyrusza w podróż do Wenecji. Jego umysł nie zdołał oczyścić się jeszcze po tym, jak zabił dwóch zbirów stając w obronie gwałconej amerykańskiej nastolatki, a już staje się świadkiem wyłowienia zwłok młodej dziewczyny z weneckich wód. Okazuje się, że nieboszczka została zamordowana. Co więcej, wszystko wskazuje na rytualną zbrodnię. Tom zaczyna współpracę z lokalną policją wspierając ich swoją religijną wiedzą, która jest niezbędna przy rozwiązaniu tej satanistycznej zbrodni. Szczególnie gdy pojawiają się kolejne ofiary. Postępujące dochodzenie ujawnia związek popełnionych morderstw z tabliczkami z Atmanty zwanymi Bramami Piekieł, których korzenie sięgają 666 roku przed naszą erą. Autor przenosi nas w pradawne czasy i ukazuje historię powstania tabliczek zwiastujących nadejście Zła. Dały one początek brutalnym i wyuzdanym rytuałom, które przez wieki były przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Pomimo wciągającej fabuły "Spisek wenecki" trochę mnie rozczarował. Jon Trace nie do końca oddał klimat pradawnych czasów, a akcja dziejąca się w osiemnastowiecznej Wenecji prawie niczym nie różni się od współczesnych zdarzeń. W odróżnieniu od Chelsea Quinn Yarbro, która przepięknie odmalowywała epokę, autor "Spisku weneckiego" robi to, można by rzec, bezbarwnie. 


1 komentarz:

  1. Gdy będę miała ochotę na coś lżejszego, to z przyjemnością zerknę ;)

    OdpowiedzUsuń