Czytając swego czasu o dorobku literackim Borisa Akunina
natknęłam się na informacje o cyklu „Bruderszaft ze śmiercią”, niestety wówczas
nie przetłumaczonym na język polski. Jednak ku mojemu wielkiemu zadowoleniu
jedno z rodzimych wydawnictw podjęło się wydania części cyklu. Dotychczas
ukazały się dwa tomy – każdy składa się z dwóch historii. Pierwszy zawiera
opowiadania „Młokos i diabeł” oraz „Cierpienie złamanego serca”. To nietypowe kryminały szpiegowskie –
zawierają sporo czarno-białych ilustracji, cytatów oraz zdjęć z początku XX
wieku, dzięki czemu książkę czyta się z jeszcze większym zainteresowaniem.

Oprócz ciekawie zawiązanej intrygi oraz nietuzinkowych
postaci, do których trzeba również zaliczyć sympatycznego i zabawnego sztabsrotmistrza
księcia Kozłowskiego – zwierzchnika Romanowa, mamy szansę przyjrzeć się z
bliska rosyjskiej piłce nożnej z początku XX wieku.
„- Mój Boże! To wszystko moja wina. Panie sztabsrotmistrzu,
proszę mi pozwolić jakoś naprawić… Pomogę panu. Bezpłatnie, z czystego
patriotyzmu! Niech pan nie myśli, że się do niczego nie nadaję… Potrafię jeździć
na bicyklu, trenuję boks. No i gram w futbol. To znaczy kiedyś grałem, jako
halfback, no… taki pomocnik, w drużynie uniwersyteckiej.
Kozłowski przestał się już nawet na niego złościć. Poprosił
tylko zmęczonym głosem:
- Proszę posłuchać, panie halfbacku, niech pan już sobie
idzie, dobrze?
Chłopak marudził jednak dalej:
- Jestem sprytny. Na naszym fakultecie były mistrzostwa w
rozwiązywaniu rebusów – zająłem pierwsze miejsce…
- Precz mi stąd! – wrzasnął w końcu książę strasznym głosem.
– Rebusy, t-t-twoja mać!”

Jak sugeruje tytuł tego opowiadania, równie ważnym motywem są tu miłosne rozterki Romanowa. Zrozpaczony po porzuceniu przez ukochaną
kobietę, wpada w objęcia atrakcyjnej rumuńskiej artystki. Czy tym razem
szczęście uśmiechnie się do Aloszy? Czy w świecie opętanym wojną, gdzie na
każdym kroku roi się od szpiegów, tajnych agentów a także politycznie
zaangażowanych cywilów jest szansa na prawdziwą miłość?
„- Nauczę cię pić po gwardyjsku, za apostołów.
- Jak? – bez cienia zainteresowania zapytał Romanow. Serce
ścisnął mu taki smutek, że najchętniej zacząłby wyć do księżyca.
- Najzwyczajniej. Rób to, co ja – sztabsrotmistrz się
skrzywił, widząc rozmiar kieliszków. – Tfu, jakieś naparstki. Czyli tak. Za
apostoła Piotra!
Osuszył pierwszy kieliszek z prawej. Alosza poszedł za jego
przykładem.
- Za Mateusza.
Wypili na drugą nogę.
- Za Jana.
Po trzeciej kolejce na Aloszę trzeba było trochę poczekać –
zakrztusił się.
- Za Jakuba, syna Zebedeusza.
W tym momencie młodszy z kompanów się poddał – podniósł
ręce. Książę chrząknął z irytacją, ale się nie zatrzymał.
- Za Jakuba, syna Alfeusza.
Po dwóch Jakubach dopuszczalna jest zakąska.”